Mariawityzm sto lat temu

W 2006 roku będziemy obchodzić 100-lecie Kościoła Starokatolickiego Mariawitów.

Mariawityzm jako idea odnowy życia religijnego przez szczególną cześć Pana Jezusa utajonego w Przenajświętszym Sakramencie i wzywanie pomocy Najświętszej Maryi Panny - Matki Bożej, powstał i rozwijał się ponad 10 lat w Kościele Rzymskokatolickim. Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów zorganizowane na skutek Bożego objawienia, które otrzymała 2 sierpnia 1893 roku siostra zakonna św. Maria Franciszka Kozłowska, do 1903 roku działało w ukryciu, zarówno przed władzami świeckimi, jak i kościelnymi. Powołanie swoje do szerzenia kultu Eucharystii i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy kapłani należący do tego Zgromadzenia spełniali w ramach swoich obowiązków duszpasterskich, jako profesorowie seminarium, proboszczowie i wikariusze.

W 1903 roku zaczęli realizować nakaz Chrystusa dany Marii Franciszce - Potem powiedział Pan: "Wypełniły się już dni" - i kazał to wszystko spisać i najprzód oddać pod sąd Biskupów mówiąc: "Jak osądzą, tak Im się stanie" i wymienił Pan Jezus trzech; a potem wprost udać się do Stolicy Apostolskiej i całe to Dzieło złożyć u stóp Ojca Świętego i powiedział mi Pan: "Nie potrzebujecie uznania i zalecenia Biskupów, bo Dzieło Święte jest i samo się zaleca" - Zapytałam: "Panie, czy taka jest Wola Twoja?" Odpowiedział Pan: "Ja Pan, Ja ci to rozkazuję..." (Dz. M. str. 32).

Maria Franciszka w grudniu 1902 roku spisała własnoręcznie objawienia, które otrzymała w ciągu 10 lat od 2 sierpnia 1893 roku. Kapłani opracowali historię swojego Zgromadzenia i w 1903 roku rozpoczęły się starania o potwierdzenie ich Zgromadzenia przez władze kościelne. Chodziło o to, aby kapłani mariawici mogli bez przeszkód, legalnie szerzyć cześć Przenajświętszego Sakramentu i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w całym Kościele. I zaczęło się...

Lata 1903-1906 były okresem trudnym dla mariawitów, były czasem brzemiennym w wydarzenia i decyzje, które doprowadziły do wyodrębnienia się mariawitów w 1906 roku z Kościoła Rzymskokatolickiego i zorganizowania Kościoła Mariawickiego. W ramach przygotowań do 100 rocznicy zorganizowania naszego Kościoła będziemy na łamach Mariawity przypominać niektóre wydarzenia sprzed 100 lat, korzystając z najbardziej wiarygodnych relacji, bo zamieszczonych w najwcześniejszej publikacji mariawickiej, tj. Maryawicie z 1907 r.



Część pierwsza

W Maryawicie nr 23 z 1907 r. w dziale "Dzieło Miłosierdzia - Historya Maryawitów" czytamy, m.in.:

Kiedy na początku 1903 roku zaprowadziliśmy organizację w zgromadzeniu i podzieliliśmy je na trzy prowincye, prowincyałowie nasi ks.ks. Kowalski, Gołębiowski i Próchniewski 8 stycznia tegoż roku podali objawienia Maryi Franciszki i streszczoną historyę Maryawitów biskupom swoim.

Gdy ks. Próchniewski podał swojemu biskupowi ks. Franciszkowi Jaczewskiemu rękopis z objawieniami i historyą - biskup nie wziął go nawet do ręki, tylko odpowiedział: "Mój panie, obawiam się rządu - nie chcę tego brać ; żebym w razie, gdy zdradzicie się przed rządem i mnie pytać będą, miał czyste oko i mógł powiedzieć, że nic o was nie wiem... Zresztą, żeby krytykować cudze objawienia, trzeba się znać na tem"... Usilne prośby ks. Próchniewskiego nie pomogły. Biskup wyszedł i nie chciał z nim więcej mówić.

Arcybiskup Warszawski ks. Wincenty Popiel, gdy ks. Kowalski podał mu rzeczony rękopis, również nie chciał go wziąć ani czytać, a na prośby ks. Kowalskiego odpowiedział: "Nie chcę nic wiedzieć... Ja się na tym nie znam... Udajcie się do biskupa Ruszkiewicza"... (...) Biskup Płocki ks. Jerzy Szembek przyjął rękopis od ks. Gołębiowskiego, przeczytał go i na razie zdawało się, że poważnie rozpatrzy sprawę naszego zgromadzenia. Dnia 22 kwietnia 1903 roku wezwał ks. Gołębiowskiego, pod przysięgą odebrał od niego zeznania dotyczące objawień i życia Maryi Franciszki oraz stosunku jej do Maryawitów. 28 maja tegoż roku wezwał do siebie Maryę Franciszkę, żeby i od niej odebrać zeznania (...) Biskup Szembek sprzeniewierzył się powadze swego urzędu i nie lękał się pofałszować zeznań Maryi Franciszki, gdy przygotowywał sprawę naszą do przedstawienia jej w Rzymie. (...)

Konsultator Inkwizycyi O. Pius de Langogne w lutym roku zeszłego ze sprawozdania biskupa Szembeka cytował nam takie rzeczy, o których nigdy nie słyszeliśmy od Marii Franciszki i których nigdy nie zeznawała. Wreszcie sam biskup Szmebek, w lipcu 1903 roku wyjeżdżając do Rzymu ze sprawozdaniem o nas, przechwalał się do kapłanów Płockich w te słowa: "Tak przedstawię sprawę mistyków w Rzymie, że będzie finis misticorum (koniec mistykom - przyp. red.)". Same więc słowa jego najlepiej świadczą o tendencyjnem sfałszowaniu objawień i zeznań Maryi Franciszki.

(Maryawita 1907 rok, str. 363-366)

Oprac. Pelagia Jaworska (Mariawita 1-3/2003)



Część druga

Pierwszy odcinek zawierał informacje dotyczące starań księży mariawickich o potwierdzenie ich Zgromadzenia przez władze diecezjalne. Obecnie przytoczę z "Historii Mariawitów", drukowanej w "Mariawicie" 1907 roku, fragmenty dotyczące zabiegów o legalizację Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów przez papieża w Rzymie.

"Jak powiedzieliśmy, Pan Jezus rozkazał sprawę naszą - niezależnie od biskupów - przedstawić Stolicy Apostolskiej. Zrobiliśmy więc przekład łaciński Objawień i skróconej historii naszego zgromadzenia i 18 lipca 1903 roku udaliśmy się do Rzymu.

W drodze dowiedzieliśmy się o śmierci Papieża Leona XIII, jednakże jechaliśmy dalej do celu podróży - ufając, że Bóg pozwoli nam złożyć Dzieło Swego Miłosierdzia u stóp nowego Papieża. 1 sierpnia Maria Franciszka z siostrą zgromadzenia i nas siedemnastu kapłanów stanęliśmy w Wiecznym Mieście. Wszyscy zamieszkaliśmy w domu polskich sióstr zgromadzenia Nazaretanek. W Watykanie czyniono przygotowania do obioru nowego Papieża. Łączyliśmy nasze modlitwy z ogółem wierzących, żeby Bóg szczęśliwie pokierował wyborem. (...)

4 sierpnia w południe dzwony wszystkich kościołów Rzymskich obwieściły miastu wybór na Stolicę Apostolską kardynała Józefa Sarto, który przybrał imię Piusa X. (...) Dnia 6 sierpnia o godzinie szóstej wieczorem zgromadziliśmy się wszyscy siedemnastu - obecni w Rzymie. Zgodnie z przepisami Reguły św. Franciszka między zgromadzonymi byli wszyscy prowincjałowie, przełożeni miejscowi i w ogóle mariawici starsi powołaniem i mający prawo głosu. Po wezwaniu pomocy Ducha Świętego, żeby raczył pokierować wyborem przystąpiliśmy do tajnego głosowania. (...) Przy rozwijaniu kartek zdziwiła nas niepomiernie jednozgodność w głosowaniu. Wszyscy bowiem księża Mariawiccy zgromadzeni na wybór Ministra Generalnego oprócz dwóch, dali głosy na ks. Jana Kowalskiego. (...)

Od tej pory Maria Franciszka osobiście usunęła się od czynnego kierunku zgromadzeniem kapłanów - wspierała nas głównie modlitwą. Jednakże na żądanie pojedynczych kapłanów, lub w sprawie całego zgromadzenia proszona - nigdy nie odmawiała swej rady. (...) Gdy stosownie do przyjętego zwyczaju udaliśmy się do maestro di camera (Minister Dworu Papieskiego) - ks. Bislettiego i prosiliśmy o wyjednanie posłuchania u Papieża, oświadczając, że chcemy złożyć dla Jego Świątobliwości kilka tysięcy lir i piękny haftowany dywan nad łóżko - oceniony na parę tysięcy rubli - ks. Bisletti łatwo przyrzekł audiencję. Pieniądze dla Papieża my zaoszczędziliśmy, a dywan był darem od Sióstr Mariawitek i przedstawiał ucieczkę Rodziny Świętej do Egiptu. My ofiarowaliśmy pieniądze na materiały do dywanu, Siostry zaś pracę swoją. (...)

Nadszedł wreszcie upragniony 13 sierpnia. O godzinie szóstej po południu stawiliśmy się z Marią Franciszką w Watykanie. Przez podwórzec św. Damazego wprowadzono nas na jeden z piętrowych korytarzy pałaców Watykańskich i polecono czekać na Ojca Świętego. Po kwadransie oczekiwania żandarmi papiescy dali znać, że Papież idzie. Rzeczywiście, w tej chwili ujrzeliśmy starca w białej sutannie, więcej niż średniego wzrostu, dość dobrej tuszy, o miłym wyrazie twarzy. Był to Pius X. Otaczała go świta złożona z mons. Bislettiego i szambelanów duchownych. Uklękliśmy wszyscy i klęczeliśmy przez czas posłuchania. Papież poważnie przechodził koło nas, tyle zatrzymując się przy każdym, ile potrzeba było na udzielenie błogosławieństwa. Gdy zbliżył się do jednego z księży naszych, który miał przygotowany rękopis z historią zgromadzenia i prośbę - przyjął takowe od niego. (...)

Ojciec Święty, gdy wziął rękopis z historią i prośbę - zbliżył się do Marii Franciszki, która wraz z siostrą zakonną klęczała nieco dalej od nas. Przy niej Papież zatrzymał się najdłużej. Dziękował za dar i zachwycał się artyzmem wykonania dywanu. Zdumiała nas wtedy pokora Marii Franciszki. Do tego stopnia przejęta była czcią dla Zastępcy Chrystusa (tak wówczas wierzyła - przypis P.J.)że nie śmiała nań spojrzeć. Nie wiedziała, jak Papież wygląda. Wreszcie Pius X udzielił nam błogosławieństwa. Uszczęśliwieni powróciliśmy do ss. Nazaretanek. Księża nasi tegoż dnia wyjechali do kraju. Minister zaś Generalny, dwaj Prowincjałowie i Maria Franciszka z socjuszką pozostali w Rzymie, chcąc dowiedzieć się, jaki będzie skutek prośby podanej Ojcu Świętemu".

(Maryawita 1907 rok, str. 366-368)

Oprac. Pelagia Jaworska (Mariawita 4-6/2003)



Część trzecia

Do Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów należeli księża, o których o. Honorat Koźmiński w liście z 12 sierpnia 1903 r. do generała zakonu kapucynów tak napisał: "Ogólnie biorąc, wszyscy ci kapłani są święci osobiście, jak najbardziej gorliwi, wytrwali, umartwieni i - że tak powiem - stanowią kwiat naszego kleru świeckiego w całym Królestwie, działają bowiem we wszystkich jego diecezjach".

Po zignorowaniu przez biskupów polskich przedstawionych im pism dotyczących Zgromadzenia, kapłani mariawici udali się do Rzymu i na audiencji 13 sierpnia 1903 r. wręczyli je papieżowi Piusowi X.

Część delegacji - Minister Generalny ks. M. Michał Kowalski, dwaj prowincjałowie, ks. M. Andrzej Gołębiowski i ks. M. Jakub Próchniewski oraz siostra Maria Franciszka z socjuszką s. Honoratą Klichowską - pozostała w Rzymie w celu uzyskania w możliwie krótkim terminie informacji o ustosunkowaniu się Ojca św. do złożonej prośby.

Niżej zamieszczamy fragmenty artykułu z "Maryawity" nr 26 z 1907 r. na temat przebiegu starań w tej sprawie.

"Pragnęliśmy przeto, żeby poznał (papież - przyp. red.) doniosłość Sprawy, do której Bóg powołać nas raczył; pragnęliśmy żeby widział w nas synów oddanych Kościołowi, którzy gotowi są oddać życie dla Jego odrodzenia. Od tego, jak przypuszczaliśmy, zależało potwierdzenie naszego zgromadzenia, a nade wszystko urzeczywistnienie pożądanej reformy w Kościele. Osoby wpływowe i bliżej stojące tronu papieskiego mogły wpłynąć na to; należało więc poszukać ich i zaznajomić z zasadami i dążnościami naszymi.

Siostry Nazaretanki, jako znające stosunki rzymskie, nie odmówiły nam rady w tym względzie. Pierwszym dygnitarzem, którego nam zaleciły był ks. Sardi - prałat i referent życiorysów w sprawach kanonizacyjnych. (...) Przybyliśmy do ks. Sardiego punktualnie na oznaczoną godzinę. (..) streściliśmy ks. Sardiemu zasady i dążności naszego zgromadzenia (...). Przy końcu wizyty zalecił nam, żebyśmy udali się raczej do kardynała Vives y Tuto - Kapucyna, który w kołach Watykańskich słynie ze świętości i wielkim jest przyjacielem nowego Papieża. (...)

Za radą ks. Sardiego udaliśmy się na Via di buon compagna - do głównego klasztoru kapucynów, gdzie mieszka kardynał Vives y Tuto. (...) Następnie opowiedzieliśmy kardynałowi historię naszego życia, jego zasady i boski początek. Słuchał z uwagą. (...) Przy końcu posłuchania rozmowa przeszła na sprawę potwierdzenia naszego. Gdy prosiliśmy kardynała o popieranie jej wobec Papieża, wyraził gotowość swoją. Owszem, prosił, żebyśmy napisali dla niego historię naszą i krótkie streszczenie zasad życia. Mówił, że chce rozczytać się we wszystkim, aby mógł dokładnie zaznajomić Ojca św. ze szczegółami Sprawy. Zapewniał nas, że jako "nasz Brat" według Reguły - serdecznie zajmie się Dziełem naszym i poprze je wobec Papieża. (...)

Zadowoleni powróciliśmy do ss. Nazaretanek. Ufając słowom kardynała, zaczęliśmy przepisywać historię naszego życia i w streszczeniu jego zasady. W ciągu nocy wszystko było gotowe; więc nazajutrz mogliśmy udać się do kardynała i prosić o powtórne posłuchanie. Przyjął nas natychmiast i polecił wprowadzić do siebie. Jakkolwiek przy wejściu naszym powstał i serdecznie przywitał nas słowami: "Witajcie synowie Maryi, jak się macie?" - jednak w dalszej rozmowie nie potrafił ukryć niezadowolenia ze szczerości naszej w stosunku do niego i z zaufania jakie w nim położyliśmy. Mimo to przyjął rękopis, dał nam relikwie Krzyża Św. i przy końcu posłuchania błogosławił nas na drogę. Wyszliśmy nieco rozczarowani. (...) Nie traciliśmy nadziei, że człowiek ten będzie przyjacielem Sprawy naszej i przedstawi ją w najlepszym świetle Papieżowi. Wobec tego mogliśmy Rzym opuścić.

Sądząc jednakże, że Ojciec św. przeczyta podany sobie rękopis, skąd pozna zasady i dążności nasze, chcieliśmy przed wyjazdem usłyszeć jego zdanie o nas i otrzymać błogosławieństwo na dalszą pracę. Należało więc znaleźć jakiego dygnitarza, któryby mając przystęp do Ojca św. mógł go zapytać o nas.

Znowu przyszły nam z pomocą ss. Nazaretanki. Przez ks. Sardiego wyrobiły dla nas posłuchanie u dzisiejszego kardynała Merry del Val, który podówczas - jako arcybiskup - czasowo pełnił obowiązki sekretarza stanu. (...) Arcybiskup Merry del Val chętnie wysłuchał nas i zapewnił, że wszystko dla nas uczyni, co tylko będzie w jego mocy. Pozwolił nam zawsze przychodzić do siebie, ile razy będziemy potrzebowali jego pomocy lub rady. (...)

Gdy udaliśmy się (po dwóch dniach - przyp. red.) do sekretariatu, ks. Tedeschini "w imieniu sekretarza stanu arcybiskupa Merry del Val" oznajmił nam pocieszającą wiadomość w tych słowach: "Ojciec św. błogosławi was i tymczasem zezwala wam prowadzić życie wasze. Udajcie się do kraju, gdzie po rozpatrzeniu dzieła waszego otrzymacie odpowiedź". (...) Z tą błogą nadzieją 29 sierpnia wyjechaliśmy z Rzymu".

Oprac. Pelagia Jaworska (Mariawita 7-9/2003)

Przypis:
1 - M. Werner "O. Honorat Koźmiński, kapucyn 1829-1916", Pallotinum 1972 r., s.516



Część czwarta

Delegacja księży mariawickich, wraz z Marią Franciszką, uzyskawszy papieskie błogosławieństwo i obietnicę rozpatrzenie złożonej prośby o zatwierdzenie Zgromadzenia Mariawitów, 29 sierpnia 1903 roku, opuściła Rzym. W drodze powrotnej do ojczyzny członkowie delegacji udali się do Asyżu, aby nawiedzić miejsca związane z życiem św. Franciszka i św. Klary, a następnie do Loretto i Padwy na zwiedzanie historycznych, religijnych zabytków. Do Warszawy wrócili 5 września.

Kapłani mariawici byli prześladowani przez innych księży za pobożność, a szczególnie za szerzenie czci dla Matki Boskiej pod wezwaniem Nieustającej Pomocy. Swoimi skargami i żądaniem ukrócenia pobożności Mariawitów wymogli na biskupie Wincentym Popielu wydanie rozporządzenia dnia 25 września 1903 r. (Nr 4490) skierowanego do duchowieństwa archidiecezji warszawskiej. Opierając się na fałszywych informacjach o Mariawitach biskup swoimi zaleceniami dał podstawę do różnych szykan i prześladowań. Czytamy o tym w "Mariawicie" z 1907 r. nr 29, str. 460.

Kapłani archidiecezji warszawskiej, mając poparcie władzy i podstawę wystąpienia przeciwko czci Bożej i przeciwko Mariawitom, rozpoczęli walkę otwartą. A więc z ambon potępili Adorację Przenajświętszego Sakramentu jako "stratę drogiego czasu", wystąpili przeciwko czci Matki Bożej pod wezwaniem "Nieustającej Pomocy" i zabronili nabywać Jej obrazów. (...)

Biskup Szembek nieco łagodniej postępował z nami, przynajmniej w stosunkach zewnętrznych. Trzymał się metody odmiennej od arcybiskupa Warszawskiego: osobiście wychodził z nami delikatnie; w gronie zaś kapłanów pokrewnych mu duchem szydził z nas i z zasad życia naszego. Nie zawahał się jednak zabronić szerzenia czci Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Nie pozwalał sprowadzać z Rzymu Jej obrazów i umieszczać ich w kościołach. Nie pomogły nawet brevia papieskie, na które powoływaliśmy się. Odpowiadał wtedy, że "breve może być podrobione..."

Prześladowanie ze strony władzy duchownej i kapłanów znosiliśmy z cierpliwością. Miłość do Kościoła i pragnienie jego odrodzenia zachęcały nas do przetrwania wszystkich przeciwności; nadzieja zaś, że Papież przyjmie i potwierdzi zgromadzenie nasze, osładzała nam cierpienia. Lecz niestety i tutaj mieliśmy doznać zawodu, jak to Pan Jezus dał poznać Marii Franciszce.

10 grudnia 1903 r. Maria Franciszka rozpoczęła 10-dniowe rekolekcje. W czasie rekolekcji otrzymała nowe łaski i objawienia, które opisuje w tych słowach.

"W oktawę Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (1903 r.) ukazał mi Pan Jezus Chwałę, jaką Mu oddają Święci w Niebie i rzekł: "Chcę, aby na ziemi ludzie oddawali Mi taką Chwałę w Przenajświętszym Sakramencie, łącząc się ze Świętymi; aby ziemia stała się odbiciem Nieba". Wtedy Pan Jezus dał mi poznać, że Kongregacja Inkwizycji odrzuci podaną Ojcu świętemu historię Mariawitów - i rzekł: "Nie uwierzą w rzeczy nadprzyrodzone, bo wiara ich martwą jest"; nadto wyjaśnił mi, że jedynie dlatego otrzymałam rozkaz udania się do Rzymu, abym poznała obecny stan Kościoła. Następnie rozkazał mi Pan Jezus, żeby z osób, które są pod moim kierunkiem, powstał "Związek katolicki czyli powszechny Nieustającej Adoracyi Ubłagania", którym kierować mają Kapłani Maryawici; pouczył mię, jak Związek ten ma być urządzony; polecił mi napisać sposób życia (ustawy) dla wszystkich jego członków i podać to Ojcu świętemu. W końcu rzekł: "Bądź spokojna; choćby wszyscy przeciwko tobie powstali, Ja doprowadzę Dzieło moje do końca, albowiem Kościół mój potrzebuje reformy u samego źródła."

Oprac. Pelagia Jaworska (Mariawita 10-12/2003)



Część piąta

W ubiegłym roku zamieszczone zostały cztery odcinki dotyczące starań w 1903 roku o usankcjonowanie Zgromadzenia Mariawitów w Kościele rzymskokatolickim przez hierarchię polską i stolicę apostolską w Rzymie. W roku 1903 nie doszło do konkretnych rozstrzygnięć, mariawici łudzili się nadzieją na pozytywną odpowiedź papieża, w kraju wzmogły się prześladowania tych, co uwierzyli w Dzieło Wielkiego Miłosierdzia i posłannictwo siostry Marii Franciszki Kozłowskiej.

Zgodnie z założeniem, w tym roku będziemy przypominać ważniejsze wydarzenia z historii Mariawitów, które miały miejsce w 1904 roku. Nawiązując do informacji podanej w ostatnim odcinku (Mariawita 10-12/2003), że s. Maria Franciszka otrzymała od Pana Jezusa polecenie, żeby z osób, które są pod jej kierunkiem powstał "Związek katolicki czyli powszechny Nieustającej Adoracji Ubłagania", którym kierować mają Kapłani Mariawici, przytaczamy fragmenty dotyczące tej kwestii.

Spełniając rozkaz Pana Jezusa, Maria Franciszka - w następnym 1904 r. około Wielkiego Postu zaczęła pisać ustawy dla całego Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania. W pracy tej oparła się na Pierwszej, Drugiej i Trzeciej Regule św. Franciszka, na prawie kanonicznym i ustawach zgromadzeń zakonnych. Największą dla niej pomocą był post, łzy i gorąca modlitwa do Boga, żeby pisała to jedynie, co zgodne jest z Jego Wolą Najświętszą, co będzie z Chwałą dla Niego i pożytkiem dla zbawienia dusz. Skończyła ustawy na 8 czerwca 1904 r., w czasie oktawy Bożego Ciała. (Mariawita, nr 29 s. 461, 1907 r.)

Maria Franciszka prosiła ks. ks. Gołębiowskiego i Próchniewskiego, żeby udali się do Rzymu i złożyli u stóp Papieża "Ustawy całego Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania". Księża nasi przybyli do Rzymu w ostatnich dniach lipca 1904 roku. Po przybyciu zajęli się wyrobieniem posłuchania u Ojca Świętego. Mając dlań od nas kilka tysięcy lirów, a od Sióstr naszych tuwalnię złotem haftowaną, posłuchanie uzyskali z łatwością. W dniu 3 sierpnia 1904 roku o godzinie 11 rano stanęli w Watykanie. Zaraz przedstawiono ich Ojcu Św. w jego osobistym gabinecie. Po zwykłych ceremoniach przywitania, Ojciec Św. z ujmującą dobrocią kazał im usiąść przy sobie. Naprzód złożyli mu dar od sióstr naszych, a potem świętopietrze. Za wszystko dziękował, mówiąc: "Gratias vobis ago" - "dziękuję wam"

Następnie przypomnieli Ojcu Św. podaną w roku poprzednim historię Mariawitów i oświadczyli, że przywieźli ze sobą ustawy całego Związku; poczym wręczyli mu rękopis z ustawami i prośbę Marii Franciszki. Prośba zawierała objawioną Wolę Bożą co do odnowienia czci Przenajświętszego Sakramentu, co do założenia "Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania" i co do reformy, której Kościół potrzebuje u samego źródła. Ojciec Św. nałożył okulary i zaraz przy księżach naszych odczytał prośbę. Potem obszernie rozmawiał o Dziele naszem: rozpytywał się o stosunek do nas biskupów Polskich; a chociaż odpowiedziano mu, że są nam nieprzychylni, odezwał się, iż "przeświadczony jest, że Mariawici działają w jedności z Kościołem."

Po wysłuchaniu wszystkiego, Pius X uroczyście powiedział: "Postaram się, żeby przyjął was któryś z biskupów, ponieważ nie możemy działać przeciwko biskupom - i potwierdzę Dzieło wasze, żeby mogło rozszerzyć się na większą chwałę Przenajświętszego Sakramentu i na waszą pociechę. Nie obawiajcie się, nie obawiajcie się..."1 Wreszcie Ojciec Św. powstał i udzielił księżom naszym błogosławieństwa w tych słowach: "Niech Bóg błogosławi was i nas, Matkę waszą i wszystkich, których macie na myśli i w sercu"2. Na tym skończyło się posłuchanie.

Delegaci nasi zadowoleni - powrócili do kraju, żeby wieścią radosną podzielić się z innymi braćmi. Mając zapewnione potwierdzenie Ojca Św., zaczęliśmy szerzyć Adorację Przenajświętszego Sakramentu i organizować "Związek Nieustającej Adoracji Ubłagania". (Mariawita, nr 30 s. 480, 1907 r.)

(Mariawita, nr 30 s. 480, 1907 r.)

Oprac. Pelagia Jaworska (Mariawita 1-3/2004)


Przypisy:
1,2 - W cytowanym artykule wypowiedź Ojca św. podana jest również w języku łacińskim.



Część szósta

Pięć poprzednich odcinków dotyczyło starań o legalizację zgromadzeń mariawickich przez hierarchię kościelną w Polsce i papieża w Rzymie. Rezultat tych starań wymaga szerszego omówienia, dlatego zamieszczamy na tym miejscu obszerny artykuł dr. Sławomira Gołębiowskiego.

W STULECIE DEKRETU INKWIZYCYJNEGO PRZECIW MARIAWITOM

Uwagi wstępne

Na wstępie pragnę uprzedzić Czytelników, że w niniejszym artykule nie znajdą pełnego wyjaśnienia, jakimi przesłankami kierowało się watykańskie tzw. "Święte Oficjum" (powszechnie znane jako kongregacja inkwizycji) kasując w dniu 4.IX.1904 r. zgromadzenie kapłanów mariawitów. Niemożność przedstawienia motywów powyższej decyzji wynika z tajności dokumentów kościelnych, w tym dokumentów diecezjalnych polskich, a szczególnie dokumentów watykańskich. Ważne dla tej problematyki dokumenty rosyjskie (carskie) ujawnione zostały jedynie w części 1/.

Dotychczas opublikowane źródła kościelne i poza kościelne nie obejmują całości zagadnienia i wobec tego piszący na ten temat jest zdany na dokumentację niepełną i własne wnioski wysnute na podstawie tej dokumentacji, a to jest po 100 latach od wydania dekretu za mało, aby w pełni omówić ten istotny fakt z życia Kościoła polskiego 2/.

Mimo powyższych zastrzeżeń zdecydowałem się na odświeżenie i przybliżenie Czytelnikom wydarzeń sprzed wieku. Dla mariawitów będzie to swoista lekcja historii pozwalająca na lepsze poznanie dziejów Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. Dla przeciwników mariawityzmu, lub dla osób mało zorientowanych w problematyce historycznej kościelnej, może to być istotna informacja o zaszłościach sprzed 100 lat, wskazująca choćby na ważniejsze okoliczności, które legły u podstaw watykańskiego potępienia mariawityzmu i konsekwencje tego dekretu. Uważam, że takie przypomnienie jest konieczne, ponieważ niewielkie są szanse, aby Kościół rzymskokatolicki w najbliższym czasie ujawnił wszystkie dokumenty dotyczące mariawityzmu.

Trochę historii

Treść objawień Mateczki i przebieg starań duchownych, którzy poddali się pod Jej duchowe kierownictwo, o legalizację zgromadzenia mariawickiego przez władze kościelne, były wielokrotnie opisywane na łamach "Mariawity". Mimo tego, dla celów niniejszego artykułu warto przywołać określone wydarzenia. Pozwoli to na przypomnienie najważniejszych wydarzeń.

Zgodnie z otrzymaną od Boga misją Założycielka Siostra Franciszka Kozłowska rozpoczęła propagowanie treści Objawień w kręgach duchowieństwa rzymskokatolickiego. Przez okres 10 lat (1893-1903) treść Objawień Mateczki i zasady życia mariawickiego przyjęło kilkudziesięciu księży rzymskokatolickich z ówczesnego zaboru rosyjskiego, z czego około połowa posiadała wyższe wykształcenie teologiczne 3/.

Zgromadzenie to miało nieformalny charakter (bez legalizacji przez kompetentne władze) i działało w ukryciu. Z uwagi na ówczesną sytuację polityczną w cesarstwie rosyjskim tego rodzaju działanie mogło narazić członków zgromadzenia na konsekwencje karne. Pierwsze jednak prześladowania dotknęły kapłanów mariawitów ze strony wpływowych duchownych rzymskokatolickich, a mianowicie płockich księży: Welońskiego i Nowowiejskiego, a potem do grona prześladowców dołączyli inni duchowni odżegnujący się od zakonnego trybu życia prowadzonego przez księży mariawitów 4/.

Utrzymanie istnienia nieformalnego zgromadzenia w tajemnicy było w tej sytuacji niemożliwe. Wobec tego Założycielka spisała własnoręcznie swoje Objawiania i złożyła je za pośrednictwem kapłanów mariawitów w dniu 8.I.1903 r na ręce: abpa Chościak Popiela w Warszawie, bpa Szembeka w Płocku i bpa Jaczewskiego w Lublinie. Abp Popiel wyznaczył do prowadzenia tych spraw swego sufragana bpa Ruszkiewicza, bp Jaczewski tekstu nie przyjął, jedynie treścią Objawień zainteresował się płocki bp Szembek.

W dniu 22.IV.1903 r. bp Szembek odebrał pod przysięgą zeznania od księdza mariawity Leona Gołębiowskiego, a w dniu 28 maja 1903 roku także pod przysięgą przesłuchał M. F. Kozłowską. Przysięgę tajności złożyli: Mateczka i obecni przy przesłuchaniu Założycielki księża-sekretarze, biskupi: Adolf Modzelewski i Józef Rościszewski; przysięgi nie złożył bp Szembek 5/.

Z analizy przekazów, które w szczątkowej formie dotarły do wiadomości publicznej wynika, że był to proces inkwizycyjny prowadzony według zasad wykształconych w średniowieczu 6/. Za inkwizytora należy uznać bpa Szembeka (bez względu na wątpliwości związane z posiadaniem przez niego stosownego upoważnienia kościelnego), jeden z obecnych duchownych pełnił rolę notariusza, drugi pisarza.

Przesłuchana w charakterze jeszcze świadka Siostra Franciszka Kozłowska miała obowiązek mówienia prawdy i zachowania treści tego postępowania w tajemnicy 6/. Tekst sprawozdania bpa Szembeka dla Watykanu przygotował ks. Nowowiejski. Bp Szembek osobiście sprawozdanie to złożył w Rzymie w lipcu 1903 r.

Równocześnie księża mariawici w dniu 18.VII.1903 r. w liczbie 17 wraz z Założycielką i s. Honoratą pojechali do Rzymu, aby osobiście starać się u papieża o legalizację zgromadzenia. W dniu 6.VIII.1903 r. w Rzymie w klasztorze sióstr nazaretanek odbyła się kapituła kapłanów mariawitów, na której Ministrem Generalnym tworzonego zgromadzenia wybrano ks. Jana Kowalskiego (imię zakonne Marya Michał). Po tym wyborze Maria Franciszka Kozłowska złożyła w ręce ks. Kowalskiego zarząd zgromadzeniem sióstr mariawitek i sama oddała mu posłuszeństwo. Od tego momentu osobą formalnie reprezentującą zgromadzenia: żeńskie i kapłańskie był ks. Kowalski, a Założycielka odsunęła się od kierowania zgromadzeniem kapłanów 7/.

W trakcie podróży mariawickiej delegacji do Rzymu okazało się, że poprzedni papież Leon XIII zmarł. Nowym papieżem został kard. Józef Sarto, który przyjął imię Piusa X. Delegaci mariawiccy podjęli wiec starania o posłuchanie u nowego papieża zaznajamiając ks. Bislettiego sprawującego urząd maestro di camera na dworze papieskim z celem tego posłuchania. Posłuchanie u papieża wyznaczono mariawitom w dniu 13.VIII.1903 r., a osobą przedstawiającą delegację mariawicką papieżowi był wspomniany ks. Bisletti.

Mariawici złożyli papieżowi stosowny dar (kilka tysięcy lirów i obraz haftowany przez siostry mariawitki), spisane objawienia Mateczki i historie zgromadzeń mariawickich wraz z prośbą o legalizację zgromadzenia. Błogosławieństwo papieskie udzielone mariawickim uczestnikom, a także atmosfera tego krótkiego posłuchania u papieża zrodziła nadzieję na pozytywną decyzję Watykanu.

W czasie pobytu w Rzymie delegacja mariawicka złożyła nadto wizyty prałatowi ks. Sardi i kard. Vives y Tuto (kapucynowi) w celu pozyskania przychylności innych wpływowych osobistości watykańskich. Kard.Tuto przyjął streszczenie historii ruchu mariawickiego i podarował delegacji mariawickiej źdźbło z Krzyża Świętego (przechowywane za sprawa o. Jana Przyjemskiego w parafii raszewskiej).

Z pomocą prałata Sardiego delegacja mariawicka uzyskała audiencję u pełniącego wówczas obowiązki sekretarza stanu w państwie watykańskim (późniejszego kardynała) abpa Merry del Val. Po kilku dniach ks. Tedeschini - sekretarz abpa Merry del Val - oświadczył delegacji mariawickiej, że papież zezwolił kapłanom mariawitom na prowadzenie tymczasowo obecnej działalności, do czasu podjęcia ostatecznej decyzji przez Watykan8/. Oświadczenie to nie było wydane na piśmie, co miało istotne, negatywne znaczenie w sprawie. Oficjalnie bowiem przedstawiciele kościelni w Polsce zarzucali, że mariawici kłamali odwołując się do powyższego papieskiego oświadczenia przekazanego im przez ks. Tedeschini.

Po powrocie do kraju księża mariawici w krótkim czasie spotkali się z represjami kościelnymi zastosowanymi przez biskupów diecezjalnych. Już w dniu 25.IX.1903 roku abp Popiel wydał rozporządzenie nr 4490, w którym zabraniał prowadzenia w parafiach określonych praktyk dewocyjnych. W rozporządzeniu tym nie wymieniono mariawitów z nazwy, ale zabroniono m.in. umieszczania w kościołach obrazów Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, rozdawania medalików z Jej wyobrażeniem palenia wielu lampek oliwnych w kościołach przed Przenajświętszym Sakramentem, adoracji nocnych itp., czyli zabroniono tych praktyk, które propagowali mariawici.

Pewne środki przeciw kapłanom mariawitom podjął też bp Szembek, choć nie nosiły one charakteru publicznego. Bp Szembek działał na zasadzie nieoficjalnych wypowiedzi przeciw księżom mariawitom9/. Z uwagi na przedłużające się milczenie Watykanu i narastające działania antymariawickie w kraju księża: Gołębiowski i Próchniewski udali się do Rzymu i na audiencji u papieża Piusa X w dniu 3.VIII.1904 r. prosząc o przyspieszenie decyzji w sprawie legalizacji zgromadzenia mariawitów, złożyli papieżowi własnoręcznie napisane przez Mateczkę "Ustawy Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania".

Także i w tym przypadku papież ograniczył się do wysłuchania prośby i udzielając błogosławieństwa ustnie zapowiedział rozpatrzenie sprawy. Delegaci mariawiccy wrócili do kraju z przekonaniem, że sprawy legalizacji zgromadzeń mariawickich są w Watykanie na dobrej drodze 10/. Mimo tych zapewnień na posiedzeniu w Watykanie w dniu 31.VII.1904 r. tzw. "Święte Oficjum" odrzuciło Objawienia Mateczki i rozwiązało zgromadzenie mariawitów.

Decyzja ta znalazła potwierdzenie w dekrecie z dnia 4.IX.1904 r. przesłanym na ręce bpa płockiego. Ponieważ ówcześnie rządcą diecezji płockiej, po przeniesionym do Mohylewa bpie Szembeku, był bp Apolinary Wnukowski, wykonanie dekretu spadło na niego. Z tego powodu z treścią dekretu zapoznano kapłanów mariawitów w diecezji płockiej, a następnie w archidiecezji warszawskiej, diecezji sejneńskiej i diecezji lubelskiej /11.

Omówienie treści dekretu i sposobu jego wykonania

Dekret z polecenia bpa Wnukowskiego wydrukowano w Warszawie w dniu 28.XI.1904 r., a następnie przedrukowano go w prasie mariawickiej 1907 r. Omawiając pokrótce ten tekst będę posługiwał się przedrukiem mariawickim. Nie mam dostępu do tekstu źródłowego, a antymariawicka publicystyka nigdy nie podważyła treści prezentowanych przez mariawitów. Także powołany w niniejszym opracowaniu ks. E. Warchoł mimo, że korzystał m.in. z archiwów diecezji płockiej, przy omawianiu tego dekretu posługuje się tekstem drukowanym w "Mariawicie" 12/.

Dekret inkwizycyjny nakazuje:

1. Felicji Franciszce Kozłowskiej złożenie wobec bpa diecezjalnego (domyślnie - płockiego) sprawozdania z dotychczasowej administracji (domyślnie zarządzania zgromadzeniami żeńskim i męskim) i wszystkich swoich pism własnoręcznych i innych,

2. biskupowi płockiemu:

- odsunięcie M. Franciszki Kozłowskiej od przełożeństwa nad księżmi lub kobietami należącymi do zgromadzeń (domyślnie mariawickich) oraz zakazanie Jej zajmowania się w przyszłości kongregacją mariawitów, kierowania księżmi
- naznaczenie spowiednika, który wyleczy Franciszkę Kozłowską z urojeń i na drogę prawdziwej pobożności nawróci
- dokonanie wizytacji kanonicznej domu, w którym mieści się żeńskie zgromadzenie sióstr mariawitek, zbadanie ustaw zakonnych i ducha sióstr i ocenienie, czy zgromadzenie to może być tolerowane. - złożenie w Watykanie sprawozdania z dokonanych czynności.

W kwestii męskiej kongregacji kapłanów mariawitów inkwizycja postanowiała, że kongregacja ta ma być "do szczętu skasowana (z korzeniem)", z rozwiązaniem ślubów i z zakazem utrzymywania przez duchownych kontaktów (osobistych lub pisemnych) z M. Franciszką Kozłowską. Duchownym zabroniono poddawania się w przyszłości Jej kierownictwu. Kapłani mariawici, wezwani przez swych biskupów diecezjalnych, podpisali oświadczenia, że poddają się rygorom zawartym w tym dekrecie. Równocześnie to poddanie się kapłanów mariawitów temu dekretowi przebiegało różnie w poszczególnych diecezjach. Pomijając ten wątek należy jedynie podkreślić, że w diecezji lubelskiej proces odbierania oświadczeń od kapłanów mariawitów przebiegał najłagodniej.

Z polecenia bpa Wnukowskiego wykonanie dekretu inkwizycyjnego w stosunku do Założycielki realizował ks. A. Nowowiejski, późniejszy rządca diecezji płockiej, obecnie zaliczony do tzw. błogosławionych przez Jana Pawła II. W tradycji mariawickiej przechowano informację, że początkowo ks. Nowowiejski był związany z ruchem mariawickimi, nosił imię zakonne M. Paweł. Jednak uważał, że to on winien być głównym opiekunem duchowym zgromadzeń mariawickich, a zawiedziony w swych planach, stał się wielkim oponentem Założycielki.

W przypadku zgromadzeń mariawickich ks. Nowowiejski pragnął objąć kierownictwo tego ruchu na wzór uprzednio podporządkowanego sobie stowarzyszenia "Anioła Stróża" w Płocku, zorganizowanego przez Jakobinę Łobanowską ze stowarzyszenia zytanek, ugrupowania związanego z o. Honoratem.

Wykonując polecenie bpa Wnukowskiego, ks. Nowowiejski w dniu 11.I.1905 r. wezwał Założycielkę nakazując Jej złożenie wyznania wiary w sposób, w jaki inkwizycja żądała tego od tzw. "heretyków", a następnie oświadczenia, że przyjmuje dekret inkwizycyjny do wykonania.

W wyniku tego Siostra M. Franciszka odsunęła się od kontaktów z kapłanami i siostrami izolując się od ludzi w swym własnym domu13/. Ks. Nowowiejski wizytował pracownię prowadzoną przez Mateczkę kilka razy w obecności innego duchownego, a następnie usiłował narzucić członkiniom zgromadzenia nowe ustawy zakonne, zredagowane z polecenia bpa Wnukowskiego. Cała akcja ks. Nowowiejskiego działającego tak z nadania bpa płockiego, jak i wynikająca z jego własnej inicjatywy, nie przyniosła pożądanego dla hierarchii rezultatu. Dalsze jednak działania przeciw ruchowi mariawickiemu przekraczają zakres niniejszego opracowania i mogą stanowić odrębny temat do omówienia.

Ocena dekretu z 1904 r. i wnioski

Treść dekretu inkwizycyjnego spotkała się z merytoryczną i formalną krytyką dokonaną przez mariawitów. Publicznie dokonano tej krytyki w czasopiśmie "Maryawita" z 1907 r. Z uwagi na znaczny upływ czasu i trudność w dostępie do tego czasopisma konieczne jest przytoczenie mariawickiej argumentacji 14/.

Kapłani mariawici dekretowi temu zarzucali:

- błędy formalne -brak pieczęci, podpisów i formy wymaganej od tego rodzaju dokumentów kościelnych; dekret był poufnym listem do bpa Szembeka, stanowiącym odpis z dekretu,
- użycie w tekście łacińskim nieprawidłowego oznaczenia stowarzyszenia mariawickiego; użyto terminu: "congregationis".MARIANISTARUM" co oznaczać może stowarzyszenie marynistów, a nie mariawitów, mogło to wskazywać, że dekret dotyczył innej niż zgromadzenie mariawickie instytucji kościelnej 15/.
- błąd w oznaczeniu likwidowanej kongregacji zaprzeczał też zapisowi dekretu, że kardynałowie "pilnie rozważyli wszystkie szczegóły" związane z tą sprawą, gdyby dołożyli staranności nie popełniliby błędu w oznaczeniu zgromadzenia,
- błędne nakazanie odsunięcia Mateczki od nadzoru nad kapłanami, gdy po kapitule sierpniowej w 1903 roku nadzór ten pełnił minister generalny,
- bezprzedmiotowość nakazu odsunięcia Mateczki od sióstr, gdy zgromadzenie żeńskie mieściło się w prywatnym domu Mateczki i Jej matki oraz nakazu kanonicznego wizytowania tego domu, który - z powodu prywatności - jurysdykcji kościelnej nie podlegał,
- absurdalność nakazu inkwizycyjnego odnoszącego się do skasowania "do szczętu", lub z "korzeniem" jak chcą inni tłumacze wyrazu "radicitus" kongregacji mariawickiej męskiej; zgromadzenie to jeszcze prawnie nie istaniało, starało się o legalizację, a więc nie można kasować bytu prawnie nieistniejącego.

Omówione zarzuty powodowały, iż kapłani mariawici uważali, że albo dekret ten był nielegalny, wydany w celu pognębienia nowego zgromadzenia bez podstawy prawnej. Dekret ten wprowadzony był w poszczególnych diecezjach w różny sposób, a diecezja kielecka nie tylko nie wprowadziła dekretu, ale do początków 1906 r. wydawała pismo "Mariawita" redagowane przez członków i sympatyków zgromadzenia mariawickiego. Powyższe okoliczności sprawiły, że kapłani mariawici w następnych latach starali się w Rzymie nie tylko wyjaśnić powyższe wątpliwości, ale usiłowali apelować od decyzji zawartych w omówionym dekrecie. Te zagadnienia nie należą już do przedmiotu niniejszego artykułu.

Na zakończenie należy podkreślić, że opisane wyżej działania bpa Wnukowskiego i z jego pełnomocnictwa ks. Nowowiejskiego w odniesieniu do sióstr i domu Pań Kozłowskich, w którym mieściło się żeńskie zgromadzenie były bezprawne. Zgromadzenie to nie było przez Kościół uznane, więc wszelkie kanoniczne wizytacje dokonywane przez ks. Nowowiejskiego i jego współpracowników były naruszeniem prawa, co określić można naruszeniem miru domowego. Ma to szczególną wymowę w sytuacji, gdy Kościół rzymski tak mocno podkreśla nienaruszalność prawa własności, jako wypływającego z prawa natury.

Jak wspomniałem na wstępie brak dokumentów źródłowych rzymskokatolickich uniemożliwia pełna ocenę przyczyn, które legły u podstaw wydania dekretu inkwizycji z 1904 r. a także powodów, dla których w opisanej formie dekret ten realizowano. Osobiście uważam, że Watykan nie potraktował poważnie i z dołożeniem należnej uwagi materiałów przedłożonych przez mariawitów. Uznał - może na podstawie sugestii bpa Szemebka i abpa Popiela - iż ruch ten jest formą buntu młodych duchownych nie godzących się z ówczesnym stanem ducha w polskich prowincjach kościelnych.

Wydaje się, że na swoiste zlekceważenie ruchu mariawickiego przez papiestwo miał wpływ fakt, że u podstaw tego ruchu leżały objawienia dane Niewieście i rola, jaką ta Niewiasta w tym ruchu odgrywała. Od wieków papiestwo dystansowało się od inicjatyw pochodzących od kobiet, a niektóre inicjatywy reformatorskie zapoczątkowywane przez niewiasty uznawane następnie przez papiestwo przechodziły trudną drogę legalizacji kościelnej.

Sławomir Gołębiowski (Mariawita 4-6/2004)

Przypisy:
1/ por. przykładowo: Franciszek Stopniak- Kościół na Lubelszczyźnie i Podlasiu na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1975 r.; Edward Warchoł - Proces wydzielania się Związku Mariawitów Nieustającej Adoracji Ubłagania z doktrynalnych i organizacyjnych ram Kościoła rzymskokatolickiego, Sandomierz 2003 r., M. M. Szejnman - Ot Pija IX do Joanna XXIII, Watikan za sto liet, Moskwa 1966 r.
2/ A. Starczewski - Kilka uwag do komunikatu Komisji Mieszanej, Mariawita nr 1-3 z 2004 r str. 14-15
3/ Maryawita nr 17 z dn. 25.IV.1907 r. Niektóre wyliczenia wskazują, że zgromadzenie kapłanów mariawitów przed potępieniem papieskim liczyło około 100 duchownych - por. Sł. Gołębiowski - Św.Maria Franciszka Feliksa Kozłowska /1862-1921/ Płock 2002, str. 38
4/ Maryawita nr 16 z dn. 18.IV.1907 r.
5/ Maryawita nr 23 z dn. 6.VI.1907 r
6/ por. Księga inkwizycji, podręcznik napisany przez Bernarda Gui, /tłumaczenie z języka niemieckiego podręcznika inkwizycji "Practica inquisitionis haereticae pravitatis" napisanego przez B. Gui w XIV wieku/, Kraków 2002 r. str. 28-34, Maryawita nr 23 - tamże.
7/ Maryawita nr 23 tamże, Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, Płock 1922 r. str. 171-176.
8/ Maryawita nr 26 z dn. 27.VI.1907 r.
9/ Maryawita nr 28 z dnia 11.VII.1907 r i tamże nr 29 z dnia 18.VII.1907 r.
10/ Maryawita nr 30 z dnia 25.VII.1907 r., E. Warchoł - tamże str. 79.
11/ Maryawita nr 31 z dnia 1.VIII.1907 r. i Wiadomości, dodatek do Maryawity, nr 14 z dnia 4.IV.1907 r.
12/ Maryawita nr 31 z dnia 1.VIII.1907 r. i E. Warchoł - tamże str. 230-231.
13/ szersze omówienie restrykcji, jakie dotknęły Założycielkę po dekrecie z 1904 r., znajduje się w opracowaniu Sł. Gołębiowskiego - Św. Maria Franciszka - tamże str. 51-53.
14/ Maryawita nr 31 z dn. 1.VIII.1907 r. Argumentacja ta po raz pierwszy znalazła się w publikacji rzymskokatolickiej - patrz: E. Warchoł - tamże str. 108-111.
15/ o konsekwencjach pomylenia przez inkwizycję terminologii dla inny osób kościelnych - patrz Sł. Gołębiowski - Św. Maria Franciszka - tamże str. 50-51, i Stanisław Rybak - Mariawityzm, studium historyczne, Warszawa 1992 str. 35-39, Krzysztof Mazur - Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991 str. 26-27.



Część siódma

Równe 100 lat temu, w 1904 roku miały miejsce wydarzenia brzemienne w skutki dla mariawityzmu. 4 września tegoż roku wydany został dekret Inkwizycji rzymskiej zawierający dezaprobatę dla osoby i objawień siostry Marii Franciszki Kozłowskiej i rozwiązujący założone przez nią zgromadzenia sióstr i kapłanów mariawitów. Merytoryczną treść tego dokumentu i jego krytyczną analizę przedstawił w artykule pt. "W stulecie dekretu inkwizycyjnego przeciw mariawitom", zamieszczonym w tym dziale w numerze 4-6/2004, dr Sławomir Gołębiowski.

Obecnie uzupełniamy ten temat fragmentami z historii publikowanej w "Maryawicie" z 1907 roku, pisanej przez autentycznych świadków ówczesnych wydarzeń. Pozwalają one odczuć atmosferę i emocje tamtych dni i docenić duchowe przeżycia pionierów mariawityzmu. Organizowanie "Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania" i szerzenie czci Przenajświętszego Sakramentu rozwijały się z niezwykłą szybkością. W przeciągu paru miesięcy nie tylko parafianie nasi weszli w skład Związku, lecz przyłączyły się do niego i okoliczne parafie. Działaliśmy swobodnie, wiedząc, że o Dziele naszym i jego celach powiadomiony był Papież Pius X i na pozór przychylnie odniósł się do całej sprawy. Atoli uroczyste słowa Papieża, którymi zapewnił potwierdzenie naszego Związku, niedługo łudziły nas mniemaniem o ich prawdziwości.

W pierwszych dniach grudnia 1904 r. dowiedzieliśmy się, że Kongregacja Inkwizycji wydała dekret, którym odrzuciła posłannictwo Marii Franciszki i rozwiązała zgromadzenie kapłanów Mariawitów. Dekret Inkwizycji wydany był na żądanie biskupa Szembeka. (...) Atoli Inkwizycja najwięcej zawiniła przez to, że wydała swój wyrok na wyłączne żądanie biskupa Szembeka, zupełnie pomijając badanie Marii Franciszki i nas, kapłanów. Przecież historia Kościoła i czasy ostatnie podają nam fakta potwornych nadużyć ze strony nie tylko pojedynczych biskupów, lecz delegatów papieskich - przyozdobionych godnością kardynalską. Gdzie idzie o sprawy mające dobro Kościoła na celu, tam nie można polegać na żądaniu jednej osoby, choćby to był biskup; lecz sprawę należy zbadać wszechstronnie, nie pomijając zwłaszcza zbadania tych, których się potępia. Bo nawet sądy świeckie nie inaczej postępują. Inkwizytorwie jednakże, sądząc Marię Franciszkę i nas, nie zachowali tej zasady sprawiedliwości i potępili nas wyrokiem zaocznym. (...)

Mariawici płoccy podejrzewali, że autorami dekretu byli raczej księża z Płockiego konsystorza lub z seminarium, tym bardziej, że treść dekretu świadczyła o właściwej im nienawiści do Marii Franciszki i do Dzieła naszego - świadczyła o ich żądzy "zniszczenia tego Dzieła z korzeniem".

Dla tych powodów mariawici w Płocku na razie odmówili podpisania deklaracji, którą ułożono na podstawie dekretu. Chcieli uprzednio naradzić się w tej sprawie. Skutek narady był taki, że zdecydowano podpisać deklarację - dla zaznaczenia posłuszeństwa Kościołowi i władzy diecezjalnej. Wszyscy uważaliśmy, że taka jest Wola Boża; że Bóg żąda od nas aktu posłuszeństwa, mimo że dekret był niedorzeczny, a deklaracja płocka była wyrazem nienawiści względem nas, naszych przeciwników.

Mariawici płoccy pierwsi podpisali akt wyrzeczenia; przy czym żądano od nich wyznania wiary jak od heretyków. Był to przecież dzień tryumfu dla miejscowych dygnitarzy kościelnych; wypadało więc urządzić szykanę "zwyciężonym!?" Następnie arcybiskup Popiel wezwał do podpisania dekretu Mariawitów Warszawskich. Z punktu prawnego było to nadużycie. Dekret wydany był tylko dla diecezji płockiej - więc innych biskupów wcale nie obowiązywał. Lecz ks. Popiel skorzystał z niego, żeby i w swojej diecezji koniec położyć Mariawitom. Księża nasi wiedzieli o tym, jednakże na żądanie arcybiskupa bez żadnego oporu dekret podpisali. To samo powtórzyło się i w innych diecezjach. Najszlachetniej postąpił biskup lubelski - ks. Jaczewski. Dopiero w pół roku po innych biskupach, pod ich naciskiem dał mariawitom do przeczytania rozporządzenie Inkwizycji i kazał położyć na nim podpisy.

Było to doświadczenie podwójnie bolesne. Kościół zażądał od nas wyrzeczenia się Dzieła, które z grzechów podniosło nas do cnót kapłańskich i do miłości Boga; nadto odrzucał najskuteczniejsze środki reformy hierarchii, a tym samym odrodzenia chrześcijaństwa. Przyjęliśmy jednak tę próbę z uległością względem wyroków Bożych. Każdy z nas odnowił wobec Boga śluby posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, dodając ślub czwarty - szerzenia czci Przenajświętszego Sakramentu i zamienił zewnętrzną zależność od Przełożonych na kierunek wewnętrzny. Każdy obrał dla siebie przewodnika duchowego, zasięgał jego rady w konfesjonale i postanowił wszystko przetrwać. Nie chcieliśmy bowiem tracić nadziei, że sam Ojciec św. pozna prawdę i jeszcze pozwoli nam złączyć się w zgromadzenie. Rozwiązaliśmy przeto wszelką organizację zewnętrzną, prywatnie nie zmieniając sposobu życia i w styczniu 1905 roku wysłaliśmy do Rzymu ks. Skolimowskiego jako delegata w naszej sprawie. ("Maryawita" nr 31 z 1907 r., s. 492-496)

Opr. P. Jaworska (Mariawita 10-12/2004)



Część ósma

W roku 2005 będziemy zamieszczać w tym cyklu, rozpoczętym w 2003 r., opisy wydarzeń sprzed 100 lat korzystając z najdawniejszych mariawickich źródeł. Rok 1905 był czasem ostatnich wysiłków ze strony kapłanów mariawitów do utrzymania się w jedności z biskupami. Nawiązując do ostatniego zdania z poprzedniego odcinka (Mariawita 10-12/2004): "W styczniu 1905 r. wysłaliśmy do Rzymu ks. Skolimowskiego jako delegata w naszej sprawie" drukujemy fragmenty dotyczące tej sprawy.

Potępienie nasze w Inkwizycji i pośpieszne wykonanie jej dekretu w tych nawet diecezjach, które nie miały prawa z niego korzystać, niszczyły naszą organizację i zgromadzenie Sióstr Mariawitek. W takim położeniu ciekawi byliśmy usłyszeć zdanie o dalszych losach naszych papieża Piusa X. Nie mogliśmy wyrzec się nadziei, że Ojciec św. osobiście będzie dla nas przychylny i podniesie z zewnętrznej ruiny to, co przewrotność i zazdrość dygnitarzy Kościoła pragnęły zniweczyć. (...)

Czekaliśmy więc na powrót ks. Pawła Skolimowskiego, żądni dowiedzieć się o skutku jego misji w Rzymie. Jakoż w połowie lutego 1905 r. ks. Skolimowski powrócił do kraju. Wiadomości, które nam przywiózł, podajemy z jego własnego sprawozdania. (...)

Gdy stanąłem w Wiecznym Mieście - pisze ks. Skolimowski - przypomniałem się pamięci osób, z którymi obcowałem dawniej, jako kolegiasta rzymski; nadto poznałem kilku dygnitarzy, chcąc zasięgnąć ich rady w sprawie naszej i prosić o jej popieranie na przyszłość. A więc bywałem u ks. Pawła Smolikowskiego, wówczas generała oo. Zmartwychwstańców, odwiedziłem niektórych profesorów z wszechnic teologicznych, a także generała Dominikanów. Wreszcie składałem wizyty arcybiskupowi Symonowi, karydnałowi Vives y Tuto - z zakonu kapucynów i kardynałowi S. Vanutellemu. Wszędzie przyjmowano mnie uprzejmie, z ujmującą i właściwą dygnitarzom rzymskim dystynkcją. (...)

Profesorowie wszechnicy teologicznej dawali charakterystyczną radę, żeby per monache (przez zakonnice) uzyskać przychylne dla nas usposobienie kardynałów i Papieża - a w następstwie otrzymać przez nie potwierdzenie Dzieła naszego. Inni radzili wybrać z rzymskich duchownych prokuratora naszego zgromadzenia - z roczną pensją, któryby przez procesy kanoniczne wywalczył zmianę wyroku Inkwizycji i konsekwentnie wyjednał dla nas prawo istnienia, w jakiejkolwiek formie zechcemy. Punktem wyjścia dla prokuratora miało być falsum suppositum (fałszywa podstawa) przy pierwszym potępieniu. (...)

Dnia 27 stycznia w piątek, o godzinie trzeciej po południu otrzymałem pozytywne posłuchanie u Ojca św. Papież podaną sobie prośbę w imieniu Mariawitów przyjął łaskawie. W prośbie tej streściłem zasady i cele naszego zgromadzenia, wspomniałem o wyroku Inkwizycji i poddaniu się z naszej strony jej rozporządzeniom; nadto prosiłem, żeby Ojciec św. pozwolił nam na podstawie Encykliki Leona XIII szerzyć cześć Przenajświętszego Sakramentu i wskazał jaką regułę, według której moglibyśmy żyć w łączności duchownej.

Wreszcie zakończyłem prośbę tymi słowami: "Jeżeliby światła Mądrość Waszej Świątobliwości uważała za niemożliwe udzielić nam tej łaski wspólnego życia - Mariawici błagają, żeby mogli przynajmniej zbierać się raz na miesiąc, w oznaczonym dniu, na ćwiczenia duchowne - a raz do roku odbywać rekolekcje według określonych zasad i wskazówek, aby w ten sposób podtrzymać w sobie ducha kościelnego i ofiarnego na większa chwałę Bożą i dla dobra dusz - ku czci Najświętszej Maryi Panny".

Ojciec św. gdy przeczytał prośbę, przyrzekł swoją opiekę nad nami i wyraził uznanie dla naszej uległości względem wyroków Kościoła i dla naszego ducha gorliwości kapłańskiej, powtarzając kilkakrotnie: "Bravi Polacchi, bravi Polacchi"!..." Nadto dziwił się, że w końcu prośby prosimy o to, do czego obowiązani jesteśmy z pojęcia stanu kapłańskiego.

W końcu Ojciec św. zapytał mnie o ostatnie wypadki w Warszawie (były wtedy zaburzenia w Warszawie stłumione za pomocą wojska) i udzielił błogosławieństwa "nam, Marii Franciszce, arcybiskupowi, profesorom seminarium i wszystkim, których mam w myśli". Zdawało się więc, że sprawa naszego zgromadzenia wchodzi na dobrą drogę - zwłaszcza dlatego, że Ojciec św. zapewnił mnie, iż wyda osobisty swój sąd o Dziele naszym. (...)

Wiadomości te niemało uspokoiły nas i utwierdziły w przekonaniu, że dobrą obraliśmy drogę, rozwiązując organizację zakonną, a każdy prywatnie nie odstępując od zasad byłego zgromadzenia. Wiedzieliśmy bowiem, że dygnitarze rzymscy rozporządzenia Inkwizycji rozumieją w ten sposób, jak my je rozumieliśmy; a zwłaszcza pocieszyła nas wiadomość, że Ojciec św.: "sam wyda swój sąd o Sprawie naszej". Nowy promień nadziei zabłysnął nam w sercach. Postanowiliśmy więc tym gorliwiej zachować rady Ewangelii Świętej; zaczęliśmy z nowym zapałem wypełniać czwarty ślub szerzenia czci Przenajświętszego Sakramentu - jedno i drugie uważając za główny obowiązek kapłana katolickiego, płynący z samej natury kapłaństwa. ("Maryawita" nr 33 z 1907 r., s. 524-527)

oprac. P. Jaworska (Mariawita 1-3/2005)



Część dziewiąta

Dekret watykańskiego tzw. "Świętego Oficjum" (tj. Kongregacji Inkwizycji) wydany 4 września 1904 r. nakazywał Biskupowi Płockiemu wykonanie represyjnych zarządzeń w stosunku do Feliksy M. Franciszki Kozłowskiej i założonego przez nią Zgromadzenia Sióstr Mariawitek. Urzędujący wówczas Bp Apolinary Wnukowski wezwał dnia 9 stycznia 1905 r. Marię Franciszkę i po odczytaniu wyjątków z dekretu Inkwizycji oznajmił jej, że zlecił tę sprawę ks. Antoniemu Nowowiejskiemu, Regensowi seminarium. W jaki sposób odbyło się wykonanie wyroku względem Marii Franciszki i Zgromadzenia Sióstr Mariawitek opisała w sprawozdaniu s. Maria Izabella Barczewska, przełożona domu. Oto fragmenty tego sprawozdania zaczerpnięte z "Mariawity" 1907 r. str. 508 (nr 32).

Maria Franciszka Kozłowska i jej matka Anna z grupą sióstr. Zdjęcie z 1903 r.
"Dnia 11 stycznia 1905 r. Matka Założycielka wezwana była do ks. Nowowiejskiego czyli "Komisarza," dokąd towarzyszyłam Jej. Na żądanie ks. Nowowiejskiego Matka złożyła wyznanie wiary, a potem przeczytawszy podaną Jej deklaracyę, podpisała takową. Następnie wręczyła ks. Komisarzowi rachunki i depozyty, które złożyły u Niej Siostry. Wtedy ks. Komisarz zażądał od Matki spisu wszystkich Sióstr i szczegółów: jak dawno każda jest w zgromadzeniu, co wniosła i jaki urząd piastuje. Matka dała odpowiedź na wszystkie pytania, a co do posagów Sióstr, to odrzekła, iż oprócz wręczonych depozytów żadna nic nie wniosła; nadto oświadczyła, że dom i urządzenie Zakładu powstały z funduszów Jej Matki. Wreszcie ks. Nowowiejski zapowiedział na drugi dzień wizytę kanoniczną i z tym wyszłyśmy.

Następnego dnia przybył do Zakładu ks. Nowowiejski w towarzystwie ks. Piotra Bornińskiego. Rozmawiał ze mną dość długo, badał moje powołanie i rozpytywał się o szczegóły Zgromadzenia, wreszcie oświadczył nam o zmianie Przełożonych.

(...) Następnie ks. Nowowiejski kazał mi napisać do Przełożonych i Starszych Sióstr z innych Diecezji, aby stawiły się do przyjęcia nowych Ustaw. W końcu kazał mi poprosić Matkę i sam zaczął z Nią traktować o wydzierżawieniu dla nas Zakładu, albo przepisaniu domu na inne imię. Matka nie zgodziła się na to, odpowiadając, że używalność domu i tego wszystkiego, co jest w Zakładzie oraz wszystkie dochody oddaje Siostrom; lecz prawo własności pozostawia przy swojej Matce aż do jej śmierci.

(...) Potem ks. Nowowiejski i ks. Borniński zwiedzili cały nasz Zakład. Wizyta ich zrobiła na Siostry wrażenie rewizji, a nie "wizyty kanonicznej." Zgorszyło nas despotyczne i szorstkie zachowanie się ks. Nowowiejskiego, a szczególniej rewidowanie przez obu kapłanów naszych łóżek!? Po obejrzeniu Zakładu księża odeszli, zapowiadając ponowną wizytę na drugi dzień.

Przyszedłszy, jak to zapowiedzieli, rozmawiali najpierw z Matką naszą i kazali Jej odwołać przed Siostrami objawienia. Byłyśmy oburzone takim znęcaniem się kapłanów nad Matką naszą; przecież dekret Inkwizycji nie nakazywał tego!? Podziwiałyśmy pokorę Jej, że zgodziła się na to i odwołała objawienia, nazywając je "własnymi urojeniami." Lecz odwołanie to wywarło na nas skutek wprost przeciwny, niż chciał ks. Nowowiejski; bo nie tylko żadna z nas nie uwierzyła w to odwołanie, czemu głos serc naszych zaprzeczał, - ale zwiększyła się miłość nasza i cześć dla cnót Matki, którą Inkwizycja i miejscowi dygnitarze kościelni poniewierali niegodnie; wiara nasza w jej niewinność i łaski nadprzyrodzone w tych przejściach ugruntowały się jeszcze mocniej.

Potem księża wspomniani badali prawie wszystkie Siostry po ślubach i niektóre Nowicjuszki. Traktowali je nie po kapłańsku - szyderstwami i lekceważeniem, zwracając się do każdej przez "ty."

(...) Dnia 31 stycznia ks. Nowowiejski przyszedł sam do nas i tym razem z góry zapowiedział, że "ma nastąpić konkluzja w sprawie naszej." Następnie kazał zebrać się w Oratorym tym Siostrom, które mają głos i urząd w Zgromadzeniu. Skoro zebrały się, rozkazał wszystkim wyjść z miejsc właściwych i usiąść przy sobie na ziemi. Musiałyśmy spełnić to dziwne żądanie. Wtedy ks. Nowowiejski przeczytał nam zupełnie "nowe Ustawy", które sam napisał, a biskup Wnukowski potwierdził. Nowe Ustawy nie zawierały nawet Trzeciej Reguły św. Franciszka i znosiły Adorację, nocne wstawanie na jutrznię, życie bogomyślne i to wszystko, cośmy dotąd praktykowały.

(...) Po przeczytaniu nowych Ustaw, ks. Nowowiejski zapytał "jak się nam podobają?" Nastało długie i niemiłe dla księdza milczenie, które czułam się w obowiązku przerwać, proponując, aby Siostry wyraziły swoje zdanie. Lecz ks. "Komisarz" odpowiedział ze złością: "Wcale nie potrzebne są wasze zdania, bo to jest postanowione od ludzi rozumnych i potwierdzone przez ks. Biskupa; wy macie tylko przyjąć je, jakie są, albo nie" - i na znak przyjęcia kazał nam zbliżyć się do siebie i ucałować swoje Ustawy. Lecz ani jedna z Sióstr nie zbliżyła się do ucałowania, bo taka propozycja ze strony ks. Nowowiejskiego wydała nam się arcykomiczną, a ze względu na błahą treść Ustaw uczułyśmy dla niej pogardę.

(...) Ks. Nowowiejski nie dał za wygraną. Chcąc koniecznie wymóc na nas przyjęcie nowych Ustaw, używał słów ostrych i rozkazujących; to znowu w łagodny sposób nam tłumaczył; przemawiał już to do naszej ambicji (!), już to obiecywał nam wielkie przywileje i łaski u ks. biskupa i po raz drugi podał Ustawy do ucałowania; - ale... i tym razem ani jedna Siostra nie poruszyła się z miejsca. W końcu wyczerpała się cierpliwość ks. "Komisarza;" powiedział nam, że jesteśmy w błędzie; pogroził nam, że napisze do Rzymu o nas, iż jesteśmy uparte i nieposłuszne i z tym wyszedł. Cała ta duchowna komedia trwała przeszło trzy godziny.

(...) Zaznaczamy jednakże, że ks. "Komisarz" po nieudanych usiłowaniach, sam przyznał publicznie, iż życie nasze jest "święte" iż "nie znalazł żadnych nadużyć w Zgromadzeniu, tylko karność i obserwancję zakonną"; mówił, że duch Sióstr jest bardzo dobry, tylko życie bogomyślne jest za surowe, więc powinno być zmienione na czynne, które potrzebniejsze jest dla Diecezji i większej jest zasługi.

(...) Dnia 14 Lutego ks. Nowowiejski znowu przyszedł do nas i w imieniu biskupa rozkazał nam przyjąć nowe Ustawy. Ponieważ Siostry nowych Ustaw i teraz nie przyjęły, ks. Komisarz podyktował mi i kazał odczytać wszystkim Siostrom następujące punkty:

l) Ustawy życia przejrzane zostały.
2) Biskup postanowił je zmienić i jako Zgromadzenie kanoniczne uznać w tej Diecezji

Skoro Ustawy te nie były przyjęte, żeby pod pokrywką życia zakonnego nie działy się rzeczy naganne, oświadcza wam biskup, że między wami nie może być żadnego życia zakonnego i że nadawać mu imię życia zakonnego jest tylko parodią; - pod grzechem więc ciężkim zabrania wam biskup nazywać się zakonnicami i kogokolwiek pod tym względem wprowadzać w błąd; uwalnia także was biskup od posłuszeństwa i ślubów wszelkich i oświadcza, że życie takie, jakie dotąd prowadzicie, nie ma żadnej zasługi przed Bogiem. Te wszystkie punkty odczytałam Siostrom i wysłuchały ich.

W tej relacji streściłam w krótkości wszystko, co w czasie wykonania dekretu Inkwizycji zaszło w naszym Domu. Autentyczność relacji - prócz mego podpisu i Sióstr Dyskretek - gotowe są stwierdzić wszystkie Siostry własnoręcznymi podpisami.

Przełożona Domu:
Maria Izabella

Dyskretki:
Maria Koleta, Maria Serafina, Maria Klara, Maria Gertruda

15 Lutego 1905 roku.

"Tak zakończyło się wykonywanie dekretu Inkwizycji, który wprowadził ruinę w Zgromadzeniu Sióstr Mariawitek..."

Oprac. P. Jaworska (Mariawita 4-6/2005)



Część dziesiąta

Z Mariawityzmem związana jest nierozerwalnie historia Zgromadzenia Sióstr Mariawitek i losy niewiast, które skupiły się wokół Marii Franciszki Kozłowskiej, by wspólnie modlić się i pracować pod opieką Matki Założycielki - Mateczki. Były to siostry w wieku od 19 do 48 lat, połowa z nich to sieroty lub półsieroty. Wśród nich były zarówno osoby posiadające patent nauczycielki lub freblówki, absolwentki gimnazjów i pensji, jak i te z wykształceniem elementarnym lub domowym. W poprzednim odcinku przybliżyłam fakty związane z próbą likwidacji Zgromadzenia przez płockich hierarchów.

O dalszych losach Sióstr, których wg spisu przedstawionego Komisarzowi ks. Nowowiejskiemu 11.01.1905 roku było 51 (33 w Płocku, 18 na Filiach) oraz 15 próbantek (3 w Płocku, 12 na Filiach), dowiadujemy się z "Mariawity" 1907 r., str. 651 (nr 41).

Fragment spisu, który znajduje się w archiwum Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w Płocku
"Maria Franciszka, jak powiedzieliśmy wyżej, opuściła Siostry i zajęła oddzielne mieszkanie ze swoją matką. Z Siostrami przerwała wszelkie stosunki, jak nakazywał wyrok Inkwizycji. W świeckich sprawach zakładu porozumiewała się z przełożoną domu i jako właścicielka brała w nich udział o tyle, o ile wymagały tego formalności z władzami rządowymi. Wewnętrzny kierunek zakładem objęła przełożona domu S. Maria Izabela. Siostry zaś, poddając się rozporządzeniu biskupa Wnukowskiego, przyjęły rozwiązanie ze ślubów, wyrzekły się "nazwy zakonnic" i wszelkich przywilejów wobec Kościoła, pozostając jednak przy praktykach pobożności.

Zaznaczamy, iż ze strony biskupa było to jawne bezprawie. Dekret bowiem Inkwizycji zlecił mu tylko "roztrząsnąć staranie ustawy (Sióstr), którymi się rządzą, zbadać ich ducha i z tego ocenić, czy instytucja ta przynajmniej do czasu na próbę może być tolerowana, czy też nie, i następnie złożyć o tym raport (Stolicy Apostolskiej)"1 . Lecz biskup i jego doradca ks. Nowowiejski, przekroczyli zakres zleconej im władzy; rozwiązali Siostry ze ślubów i zabronili im organizacji zakonnej. Co więcej, zakazali im "pod grzechem śmiertelnym nawet nazywać się zakonnicami". Był to nowy dowód niskości charakteru tych dygnitarzy; dowód ich znęcania się nad bezbronnymi kobietami! Nie mieli bowiem żadnej podstawy, pod grzechem ciężkim, narzucać Siostrom takiego zobowiązania.

Jednakże bezprawie to było prawdziwym dobrodziejstwem dla Sióstr Mariawitek. Biskup Wnukowski i ks. Nowowiejski, w wykonaniu dekretu Inkwizycji, zdradzili wielką nieznajomość prawa kanonicznego, a jeszcze większy brak orientacji? Mając bowiem zamiar zniszczyć wszystko, co było dziełem Marii Franciszki, a więc i Zgromadzenie SS. Mariawitek, - powinni byli wyjednać dla nich potwierdzenie w Rzymskiej Kongregacji Biskupów i Zakonników. Wtedy jako zwierzchnicy prawni z ramienia Kościoła, mogliby wejść do Zgromadzenia Sióstr i zrujnować w nim literalnie wszystko, co zaprowadziła Maria Franciszka. Wtedy mieliby prawo zreformować je po swojemu.

Atoli naiwnie sądzili, że zwalniając Siostry od ślubów zakonnych i zakazując im "nazwy zakonnic", - przyspieszą dokonanie zniszczenia. Tymczasem stało się wręcz przeciwnie. Bo pozbawiając Siostry przywilejów zakonnych wobec Kościoła, tym samym pozbawili siebie szczególnej władzy i opieki nad nimi. Odtąd musieli uważać je tylko jako osoby świeckie, a dom ich jako zakład prywatny, do którego wstęp zamknęli przed sobą na zawsze. Tym sposobem Siostry uniknęły niemiłej gospodarki w Zgromadzeniu i odzyskały prawną podstawę ? natychmiast powołać Marię Franciszkę na świecką przełożoną w zakładzie. Jednakże uległość jej dla woli Kościoła odwlokła powrót na przełożeństwo aż do pierwszych dni sierpnia 1905 roku.

W tym czasie Maria Franciszka i Siostry z poważnego źródła 2 otrzymały wiadomość, że władze diecezjalne nie dały za wygraną i mają ponowny zamiar gwałtem narzucić Siostrom Trzecią Regułę św. Franciszka, usunąć od spowiadania zakładu ks. Petrykowskiego, proboszcza miasta Płocka, - pozbawić wszystkich kapłanów płockich władzy spowiadania Sióstr, a wyznaczyć im tylko jednego spowiednika. Wszystko to miało być przeprowadzone pod grozą kar kościelnych. Wiadomość o takim zamachu uknutym z dziwną czelnością, skłoniła przełożoną domu i matkę Marii Franciszki do podania biskupowi oświadczenia, które w całości podajemy.

Najdostojniejszy Pasterzu!

Ponieważ nie mogłyśmy uzyskać potwierdzenia sposobu życia naszego w Rzymie i przez Najdostojniejszego Naszego Pasterza zostałyśmy uwolnione od posłuszeństwa i ślubów wszelkich, a uznane jako świeckie osoby; aby usunąć wszelki pozór naszej nieszczerości względem Władzy Diecezjalnej - oświadczamy w imieniu wszystkich panien, że akceptujemy ten wyrok Kościoła, wyrażony przez Naszego Księdza Biskupa, i odtąd chcemy żyć bez wszelkich praw Zgromadzenia Zakonnego, bez wszelkich przywilejów i łask, ale tylko jako dobre chrześcijańskie pracownice i tylko jako takie zawsze pozostaniemy dobrymi katoliczkami, miłującymi Kościół Święty i Jego władzę i szanującymi Jego rozporządzenia.

Co się zaś tyczy P. Feliksy Kozłowskiej wiemy, że już czyniła zeznania wobec władzy Biskupa; wiemy, że sprawa jej już rozpatrzona i odrzucona przez Święte Officjum. Wyrokowi temu poddała się i opuściła nas, żyjąc w odosobnieniu ze swoją Matką; na tym Zakład i roboty wiele straciły i możemy być pozbawione i tak ubogich środków do życia. Ponieważ więc i Ona i my pozbawione jesteśmy wszelkich przywilejów i żyjemy jako świeckie osoby, odtąd przeto P. Feliksa Kozłowska, właścicielka, obejmuje zarząd Zakładu i robót, jako świecka, czysto Przełożona, zawsze gotowa na wezwanie dla zdania sprawy z postępowania swego stawić się u Stolicy Świętej lub wobec Świętego Officjum.

(podpisy)
Marya Barczewska
Anna Kozłowska

Płock dnia 10 sierpnia 1905 roku.

Podanie biskupowi takiego oświadczenia na zawsze uwolniło Zgromadzenie SS. Mariawitek od nowych nadużyć ze strony władz kościelnych. Odtąd Maria Franciszka objęła zarząd nad zakładem jako świecka przełożona. Tym sposobem i Maria Franciszka i Siostry Mariawitki, pozbawione przywilejów Kościoła jako zakonnice, pozostały z Nim w jedności i zgodzie jako chrześcijanki."

Oprac. P. Jaworska (Mariawita 7-9/2005)



Część jedenasta

"W roku 1905 sytuacja mariawitów była niejasna. Z jednej strony, w Rzymie robiono delegacjom nadzieję na rychłe rozpatrzenie sprawy mariawickiej i ewentualne zatwierdzenie. Z drugiej strony w kraju wzmagały się prześladowania mariawitów i realizowano dekret Kongregacji św. Oficjum.

Pragnąc wyjaśnić tę niejasną politykę hierarchii Kościoła wobec mariawitów, trzej delegaci mariawiccy, księża: Jan Kowalski, Bolesław Wiechowicz i Wawrzyniec Rostworowski w dniu 10 sierpnia 1905 r., po uprzedniej wizycie u biskupa sufragana Kazimierza Ruszkiewicza, złożyli w konsystorzu warszawskim memoriał skierowany do arcybiskupa Popiela.

W memoriale tym usprawiedliwiali swoje postępowanie, wyrażali swoje posłuszeństwo i uległość wobec władzy diecezjalnej. Ostatecznie prosili jednakże o wyrażenie im na piśmie, co mają czynić i czego winni się wyrzec dla utrzymania jedności z władzą biskupią. Pisali w nim między innymi:

(...) Całym sercem i szczerością gotowiśmy zaprzestać wszystkich naszych praktyk pobożnych jako to: ćwiczeń pobożnych i umartwień, gotowiśmy jeść mięsne potrawy i w ogóle znieść wszystkie praktyki dotychczasowe, jeżeli Wasza Dostojność tego sobie życzyć będzie. Również co się tyczy naszego dotychczasowego sposobu pracy parafialnej, jeżeli nie jest wolą Waszej Arcypasterskiej Mości zachęcanie do adoracji lub zapisywanie do niej, to w tej chwili zaprzestaniemy tej praktyki.

Co się tyczy częstej Komunii św. i spowiedzi najzupełniej do wskazówek Waszej Dostojności się dostosować pragniemy. Gotowi też jesteśmy nikogo z obcych parafian do spowiedzi nie przyjąć, ani też do Komunii św., jeżeli taka jest wola Najdostojniejszego Arcypasterza. I w ogóle we wszystkim bezwarunkowo i bez wyjątku chcemy absolutnie być podwładnymi Waszej Dostojności. Co do opłat za posługi religijne to zupełnie gotowiśmy się zastosować do życzeń Waszej Arcypasterskiej Mości.

Co się tyczy naszych zjazdów i odwiedzań się wzajemnych, to nie tylko takowych zaniechać jesteśmy gotowi, ale nawet między sobą pojedynczo wszelkie stosunki przerwać choćby na zawsze postanawiamy, jeżeli taka jest wola Waszej Dostojności. Postanawiamy nawet nie spowiadać się u siebie tylko u innych kapłanów nam przez władzę wyznaczonych.

Wreszcie nie tylko to, cośmy tu Waszej Arcypasterskiej Mości najpokorniej przedstawić mieli szczęście, ale wszystko cokolwiek i kiedykolwiek Wasza Arcypasterska Mość względem nas wszystkich i każdego z osobna rozporządzi, bez zastrzeżenia i żadnych (o co nas oskarżają) wykrętów - przyjmujemy.

Niniejsze oświadczenie i prośbę najpokorniejszą, jakkolwiek tylko we trzech podpisujemy, jednak jest ona wyrazem usposobienia wszystkich członków byłego Zgromadzenia. Gdyby Wasza Arcypasterska Mość tego sobie życzyła, to jesteśmy pewni, że wszyscy czy ustnie, czy piśmiennie, nawet przysięgą stwierdzić są gotowi.

Niniejsze też oświadczenie niech Wasza Dostojność raczy uważać jako proste synowskie tłumaczenie się i prośbę o rozkazy dla pamięci i jasności na papierze wyrażone. (Maryawita, 1907 r., nr 36)

Kapłani mariawici nie otrzymali odpowiedzi na powyższy memoriał skierowany do arcybiskupa Popiela. Była to również chwila, od której zależała przyszłość mariawitów i ich stosunek do władz kościelnych." 1/

"Stosunek nasz do władz diecezjalnych i do Stolicy Apostolskiej jasno wskazuje, że nie obłudnie pragnęliśmy jedności z Kościołem, owszem, że dla niej uczyniliśmy wszystko, co można było uczynić. Jak wiadomo - opierając się na objawieniach Marii Franciszki wierzyliśmy, że Bóg powołał nas do wskrzeszenia zaniedbanej czci Przenajświętszego Sakramentu i odnowienia wśród wiernych gorliwości pierwszych chrześcijan.

Wypełnienie tych zadań wzniosłych nie tylko nie przyniosło szkody Kościołowi, lecz przeciwnie, urzeczywistniało najgorętsze pragnienia Chrystusa Pana, dla których przyszedł na świat, a tym samym urzeczywistniało pragnienie Kościoła. Zdawałoby się przeto, iż niepodobna przypuszczać nawet, aby władze kościelne mogły sprzeciwić się naszym dążeniom. (...) Dzieło nasze przychodziło z radykalną pomocą Kościołowi. W zasadach ewangelii św. podawało mu najskuteczniejsze środki reformy duchowieństwa; przypominając zaś wiernym ofiarę Chrystusa w Eucharystii zwracało ich do niej jako do źródła chrześcijańskiego odrodzenia. (...) Biskupi wiedzieli o tym. Co więcej, patrzyli na skutki naszej sprawy. Mieli fakt niezaprzeczony, że my, kilkudziesięciu kapłanów, przyjmując zasady Mariawickie - nawróciliśmy się do Boga i otrzymaliśmy moc do zachowania cnót kapłańskich.

Mieli fakt drugi, więcej znamienny, że kilkaset tysięcy ludu, przyjmując kierunek nasz i zasady, porzuciło występki i zastarzałe nałogi, a weszło na drogę chrześcijańskiej moralności i cnoty (w przypisie podano: Pod koniec roku 1905 liczyliśmy 500 tys. członków, wchodzących w skład Związku Nieustającej Adoracji Ubłagania. Liczba tak wielka była owocem dwuletniej pracy naszych kapłanów).

(...) Zdawało się, że biskupi i Papież powinni zdobyć się na akt pokory chrześcijańskiej, przyjmując i popierając Dzieło, którego inicjatorką była słaba niewiasta, a wykonawcami zwyczajni kapłani. (...) Biskupi polscy nie tylko nie przyjęli nas i nie poparli naszych dążności, lecz powstali przeciwko czci Boga w Eucharystii, oświadczyli się przeciwko reformie duchowieństwa i umoralnienia ludu. Co więcej, postanowili prześladować nas dopóty, aż z korzeniem zniszczą Dzieło nasze." 2/

Oprac. P. Jaworska (Mariawita 10-12/2005)

Przypisy:
1/ Stanisław Rybak, "Mariawityzm. Studium historyczne"
2/ Maryawita, 1907 r., nr 40 s. 636-637



Część dwunasta

Cykl zamieszczanych pod tą winietą tekstów nie pretenduje do zwartego opracowania historycznego. Zgodnie z zapowiedzią w pierwszej części (Mariawita 1-3/2003) przypominamy tu niektóre reprezentatywne epizody z obszernego opracowania drukowanego w "Mariawicie" 1907 r.

W pierwszym kwartale 1906 r. miało miejsce tak wiele ważnych wydarzeń, rzutujących na stosunki między hierarchią a mariawitami, że nie sposób je na tym miejscu nawet zasygnalizować.

Czytelnicy, których zainteresują niżej zamieszczone fragmenty i zechcą poszerzyć swoją wiedzę o "mariawityzmie 100 lat temu", mogą sięgnąć np. po dostępną obecnie w naszej redakcji książkę "Mariawityzm - Studium historyczne" Stanisława Rybaka.

Rok 1906 ostatecznie rozstrzygnął stosunek Związku Mariawitów do władzy Kościoła. Przyczynił się do tego głównie arcybiskup Popiel. Chcąc zadać cios śmiertelny odrodzeniu duchowieństwa i wiernych, dygnitarz ten w początkach stycznia 1906 r. zaczął suspendować Mariawitów diecezji Warszawskiej i usuwać ich na zawsze z zajmowanych stanowisk. Pierwszy zasuspendowany był ks. Czesław (M. Polikarp) Kahl; po nim suspendowano ks. Józefa (M. Stanisława) Szymanowskiego. Jedynym powodem jego suspensy była następująca deklaracja skierowana do Konsystorza Metropolitalnego Warszawskiego.

"Przez cale życie szukałem czegoś, ale nigdzie uspokojenia i zadowolenia serca znaleźć nie mogłem. Kiedy przed wstąpieniem do seminarium poznałem księży przezwanych ironicznie "Mistykami", ustały i przycichły we mnie wszystkie inne pragnienia i dążenia nigdy nienasycone, bo poczułem, że znalazłem to, do czego przez całe moje życie Pan Bóg mnie prowadził.

Dziwnym wydawało mi się prześladowanie wspomnianych księży, którego wkrótce świadkiem się stałem, i tłumaczyłem to sobie jedynie doświadczeniem Bożym, który im kogo więcej miłuje, tego więcej doświadcza.

Nie miałem odwagi zaznaczać zawsze duchowej mojej z nimi łączności, czego teraz się wstydzę. Wyparłem się łączności z nimi zewnętrznej sądząc, że taka była Wola Boża. Dziś po dłuższym namyśle żałuję tego i poczuwam się do obowiązku zawiadomić Prześwietny Konsystorz, że tym samym duchem, co księża przezwani "Mistykami", przez całe życie moje kierować się pragnę za Nieustającą Pomocą Przeczystej Dziewicy, uważając to za jedyne moje powołanie i chwałę. A tym duchem jest: żyjąc w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie, szerzyć cześć Najświętszego Sakramentu, aby Pan Jezus ukryty w tej Tajemnicy przez wszystkich ludzi był znany, kochany i adorowany, i opowiadać Nieustającą Pomoc Najświętszej Maryi Panny. (...)" 14 stycznia 1906 r. Ks. Józef Szymanowski

W ciągu dwóch tygodni zasuspendowano, oprócz wspomnianych, następujących księży Mariawitów: ks. Romana (M. Augustyna) Gostyńskiego, ks. Edwarda (M. Serafina) Marksa, ks. Józefa (M. Wawrzyńca) Pągowskiego, ks. Józefa (M. Czesława) Poradowskiego i ks. Pawła (M. Dominika) Skolimowskiego.

Wszyscy ci księża wyrzuceni byli z parafii na zawsze. Znaleźli się przeto w położeniu trudnym, bez żadnych funduszów i bez dachu nad głową. Kapłanów, którzy mieli ich w nienawiści, nie mogli prosić o pomoc. Zaczęli więc przyjeżdżać do ks. Jana (M. Michała) Kowalskiego, który podówczas był proboszczem we wsi Sobótka, archidiecezji Warszawskiej.

Ksiądz Kowalski przyjmował u siebie jednego po drugim zasuspendowanych księży Mariawitów i gotów był przyjąć wszystkich. Miłość bratnia nakazywała mu podzielić się kawałkiem chleba z pokrzywdzonymi kapłanami. Atoli arcybiskup Popiel chcąc zapobiec temu, zasuspendował na zawsze ks. Kowalskiego. Dokument urzędowy z tą suspensą nosił datę 27 stycznia 1906 roku. Z polecenia Konsystorza odczytał go ks. Kowalskiemu dziekan Łęczycki. (...)

W przypisie napisano: Zaznaczamy, że arcybiskup Popiel, według zwyczaju swego, ani jednemu z księży nie wręczył dokumentu suspensy, obawiając się apelacji do Rzymu; lecz każdemu komunikował wiadomość o suspensie przez pośrednictwo proboszczów lub dziekanów.

Po tej suspensie przekonaliśmy się, że porozumienie z władzami diecezjalnymi jest niemożliwe bezwzględnie. Sprawdzało się to, o czym wiedzieliśmy od poważnych kapłanów, że władze diecezjalne postanowiły zasuspendować na zawsze wszystkich Mariawitów i usunąć ich z parafii. Wobec tego musieliśmy porozumieć się ze sobą i ułożyć warunki dalszego działania. Jakoż na ogólnym zjeździe powtórnie powołaliśmy ks. Jana Kowalskiego na przełożonego i upoważniliśmy go do wystąpienia w naszym imieniu wobec Kościoła.

Nadto postanowiliśmy wypowiedzieć posłuszeństwo biskupom i apelować do sądu Stolicy Apostolskiej. Oznajmiając o tym postanowieniu arcybiskupowi Warszawskiemu, przesłaliśmy następujące oświadczenie: "My Mariawici od Nieustającej Adoracji Ubłagania, byliśmy dotąd nieustannie wzgardzeni i prześladowani od Waszej Ekscelencji, podwładnego Mu Konsystorza i całego duchowieństwa za zachowywanie rad ewangelicznych, szerzenie czci Najświętszego Sakramentu i nabożeństwa do Matki Najświętszej pod wezwaniem Nieustającej Pomocy. (...)

A więc nie Wy nas wyłączacie spośród siebie, ale my od Was się odłączamy. (...) Ponieważ Pana Boga nie możemy opuścić dla kaprysu Waszej Ekscelencji. (...) Niniejszym też odwołujemy deklarację daną 10 sierpnia roku zeszłego. (...)"

Oświadczenie to trzej kapłani Mariawici: przełożony nasz ks. Jan Kowalski, ks. Bolesław (M. Łukasz) Wiechowicz i ks. Paweł Skolimowski dnia 1 lutego 1906 roku złożyli arcybiskupowi Warszawskiemu i jego konsystorzowi. W kilka dni potem, podobny akt miał miejsce w diecezji Płockiej.

W przypisie napisano: Zaznaczamy, że władze diecezjalne Kościoła Polskiego okłamały społeczeństwo, jakoby zmuszone były suspendować Mariawitów za wypowiedzenie biskupom posłuszeństwa; gdy tymczasem z dokumentów i dat jasno okazuje się, że nieprawne suspensy ośmiu Mariawitów i postanowienie władzy suspendowania wszystkich, zmusiły nas do wypowiedzenia biskupom posłuszeństwa. Suspendowani byliśmy w styczniu, a posłuszeństwo arcybiskupowi wypowiedzieliśmy 1 lutego 1906 r.

Z Mariawity 1907 r. str. 668-672 wybrała P. Jaworska (Mariawita 1-3/2006)