Ferie zimowe w Murzasichlu

14-26 lutego 2005

Letnie obozy organizowane pod hasłem "Wakacyjne spotkania z Jezusem" mają już ponad 20-letnią historię. W tym roku zaś kapłan M. Grzegorz Dróżdż podjął się zorganizowania nam wypoczynku podczas ferii zimowych.

Zbiórka w Cegłowie około szóstej rano. Po zapakowaniu licznych bagaży i ulokowaniu się w autokarze użyczonym przez Narodowy Bank Polski (za co serdecznie dziękujemy), około godziny siódmej wyjechaliśmy spod domu parafialnego na podbój górskich stoków.

Do celu podróży, jakim była mała wioska o nazwie Murzasichle/Majerczykówka koło Zakopanego dojechaliśmy bez żadnych problemów. Długi czas jazdy autobusem upłyną nam dość szybko, dzięki filmom prezentowanym przez kierowców. Po dotarciu na miejsce i przydzieleniu pokoi przez gospodarzy, Marię i Józefa Galiców, mieliśmy czas na rozpakowanie walizek i plecaków.

Jeszcze tego samego dnia po obiado-kolacji kapłan Grzegorz zarządził zebranie, na którym przedstawił niektórym już dobrze znaną i bardzo lubianą kadrę w składzie: s. Anna Lankajtes, s. Ewa Schmidt, s. Monika Miklaszewska i br. Michał Wadas. Zapoznaliśmy się również z harmonogramem dnia, który wyglądał następująco: pobudka o godzinie 7.30, Msza Święta - 8.00, śniadanie o 9.00, obiado-kolacja o godzinie 17:00.

I tak zgodnie z wcześniej ułożonym planem, każdego dnia po toalecie porannej kapł. M. Grzegorz odprawiał Mszę Świętą, po której zawsze sprawdzał naszą uwagę pytając o czym była mowa w Ewangelii. Oczywiście poprawne odpowiedzi tradycyjnie nagradzane były batonami ("Kapłan Grzegorz rozdaje Grześki"). Osoby, które nie zostały nagrodzone mogły pocieszyć się słodyczami rozdawanymi w ramach podwieczorku.

Przez pierwszy tydzień na posiłki chodziliśmy przez bajecznie ośnieżone pola wąską dróżką udeptaną przez jeżdżące tamtędy kuligi, do budynku oddalonego od domu, w którym mieszkaliśmy o kilkaset metrów. Prawie każdego dnia po śniadaniu udawaliśmy się na stok (pierwszego dnia oczywiście pod okiem instruktora) lub chodziliśmy na piesze wycieczki. Niestety, zmiana klimatu i ostre, górskie powietrze sprawiło, iż dość liczną grupę, około 10 osób zaatakowała wysoka gorączka, będąca początkiem choroby. Ogromna troska opiekunów oraz gospodarzy przyczyniła się do ich szybkiego powrotu do zdrowia. Należy tu również pochwalić starszych uczestników, którzy wspomagali kadrę w opiece nad młodszymi.

Odbyliśmy wizytę w "Izbie regionalnej", w której góral opowiadał nam historię Zakopanego i okolic, przybliżał nam sylwetki takich ludzi jak Stanisław Witkiewicz czy Jan Sabała Krzeptowski, na stałe związanych z "zimową stolicą Polski". Wspaniałym urozmaiceniem pobytu była także wycieczka na Gubałówkę. Do jej podnóża dotarliśmy pędząc busem poprzez zasypane drogi, podziwiając zabudowania w stylu góralskim i uroki Zakopanego. Na sam szczyt góry wjechaliśmy kolejką linowo-terenową, by później przechadzając się na Butorowy Wierch, zjechać na dół wyciągiem krzesełkowym.

Po tygodniu pobytu przeprowadziliśmy się do domu państwa Haliny i Jana Galiców (wbrew pozorom nie spokrewnionych z pierwszymi gospodarzami), w którym dotąd jadaliśmy posiłki. W drugim tygodniu doskonaliliśmy technikę jazdy na nartach, co sprawiało większości ogromną przyjemność. W czwartek wieczorem, dwa dni przed wyjazdem gospodarze zorganizowali nam ognisko, przy którym świetnie się bawiliśmy piekąc kiełbaski, popijając gorącą herbatę i nucąc harcerskie piosenki.

Piątek przeznaczony był na ostatnie zakupy w Zakopanem i później kulig o zachodzie słońca, niestety nie widzianego z powodu gęstych chmur. Sannę umilał nam delikatnie prószący śnieg dodając niesamowitego uroku. Śpiewając nasze ulubione pieśni obozowe zajechaliśmy (na prośbę gospodarzy) pod dom, w którym mieszkaliśmy przez pierwszy tydzień, by wspólnie z Chrystusem przebyć "Drogę Krzyżową". Tu mogliśmy pochwalić się znajomością takich pieśni jak: Golgota, W krzyżu cierpienie czy Któryś za nas cierpiał rany. Wszyscy biorący udział w spotkaniu wyrażali swój zachwyt i ogromną radość z uczestnictwa. Było to dla każdego kolejnym, cennym, duchowym przeżyciem. Po zakończonej modlitwie pozostało nam tylko podziękować państwu Marii i Józefowi oraz Halinie i Janowi Galicom za gościnę, życzliwe podejście do wszystkich, jak i poświęcenie swojego czasu na dowożenie chorych osób do lekarza. Następnie powróciliśmy do rozpoczętego wcześniej pakowania bagaży, by w sobotę z samego rana, tuż po śniadaniu ruszyć w drogę powrotną.

W czasie jazdy mieliśmy dwa dłuższe przystanki. Pierwszy z nich był tuż pod Krakowem w kopalni soli w Wieliczce. Przez ponad godzinę zwiedzaliśmy podziemne korytarze na głębokości od ok. 90 do 135 metrów, poznając historię kopalni, zwyczaje górników oraz metody wydobywania soli. Podziwialiśmy piękną i ogromną kaplicę Św. Kingi, wykutą pod ziemią w skale i soli, podziemne jeziora oraz zwisające ze stropów solne sople. Zwiedzający mogli upamiętnić wizytę w tym niezwykłym miejscu, zabierając ze sobą małą bryłkę soli lub kupić solne pamiątki w licznych sklepikach.

Następnie ruszyliśmy w dalszą drogę, by pod Częstochową zatrzymać się po raz drugi. Tym razem w naszej parafii w Gniazdowie aby odwiedzić tutejszego proboszcza, kapłana M. Ładysława Ratajczyka a także obejrzeć kościół, nad którym sprawuje opiekę. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę.

Czas w autokarze mijał już bardzo szybko. Rozmawiając o wspólnych przeżyciach, wspominając najmilsze chwile spędzone podczas tego zimowiska, dojechaliśmy do Cegłowa. Mimo to, że w większości przypadków będziemy się spotykać na co dzień, ostatnie uściski na pożegnanie, podziękowania wspaniałej kadrze, z kapłanem Grzegorzem na czele, za opiekę oraz razem spędzony czas, nie miały końca. Te dwa tygodnie dostarczyły uczestnikom zimowiska mnóstwo wspaniałych wrażeń i nowych doświadczeń.

Mam nadzieję, że grupowy odpoczynek dla młodzieży w ferie zimowe zostanie na stałe wpisany do kalendarza obozów i kolonii organizowanych przez Kościół Starokatolicki Mariawitów.

Robert Ceregra (Mariawita 1-3/2005)