DWUGŁOS NA TEMAT "TEOLOGII MIŁOSIERDZIA BOŻEGO"

Teologia a miłosierdzie Boże

Użyteczność każdej rzeczy poznaje się w praktyce. Dlatego, mimo iż omówienie książki "Teologia Miłosierdzia Bożego" już się ukazało w numerze 10-12 "Mariawity" z ubiegłego roku, chcę dodać kilka uwag o tej książce, na podstawie doświadczenia z pracy z nią w maleńkiej placówce mariawickiej w Krakowie.

Najpierw przypomnę kilka rzeczy o których już była mowa we wspomnianym omówieniu. Otóż w latach 1991-1994 odbyły się w Łodzi zorganizowane przez brata biskupa M. Włodzimierza Jaworskiego, ówczesnego ordynariusza Diecezji Śląsko-Łódzkiej, trzy sympozja ujmujących niby w klamry stulecie pierwszych objawień Dzieła Miłosierdzia Bożego. Sympozja były ekumeniczne, bo chcieliśmy się dowiedzieć, co inne wyznania myślą o Miłosierdziu Bożym i chcieliśmy też przedstawić innym nasz stosunek do Dzieła Bożego. Pierwsze sympozjum poświęcone było Miłosierdziu Bożemu jako takiemu, drugie - objawieniom w ogóle i ich znaczeniu w życiu Kościoła, a zwłaszcza różnym objawieniom Dzieła Miłosierdzia. Trzecie zaś zajmowało się już wyłącznie wydarzeniami związanymi z naszą Założycielką i jej objawieniami otrzymanymi w roku 1893 i dalszymi.

Miłosierdzie Boże to coś, co można odczuć sercem, pojąć duszą. Teologia zaś w wyobrażeniu wielu ludzi, to suche rozumowanie o sprawach Bożych, zapewne potrzebne kapłanom, ale nużące i w życiu codziennym zbędne. Przyznam, że i ja sam trochę tak myślałem i mimo, że z radością przyjąłem i zorganizowanie tych sympozjów i obecne wydanie wygłoszonych tam referatów i odbytych dyskusji, sądziłem, że książka zainteresuje nielicznych "rozumowców" zaś okaże się mało dostępna dla przeciętnego mariawity.

Toteż, gdy otrzymałem od Kościoła jeden egzemplarz książki jako administrator filii parafii gniazdowskiej w Krakowie i trzy egzemplarze autorskie (bo i ja coś na sympozjum wygłosiłem) sądziłem, że to całkiem wystarczy dla naszej placówki. Trzeba bowiem wiedzieć, że liczy ona zaledwie 22 osoby i trochę sympatyków, którzy przychodzą na nabożeństwa nie deklarując się tymczasem jako mariawici. Rozpoczynaliśmy tę placówkę w oparciu o urodzonych mariawitów. To było zarzewie nieodzowne do "rozpalenia płomienia". Potem się rodziny założycielskie rozproszyły, powyprowadzały z Krakowa, ale liczba członków filii nie maleje, przeciwnie - po maleńku wzrasta. Dziś filarami filii są nowi, którzy przyszli do nas czując wielkość Dzieła Miłosierdzia Bożego. Nabożeństwa odprawiamy ciągle jeszcze na składanym ołtarzu w zwykłym pokoju i wszystko jest u nas tak skromne, że gdy pewna mariawitka spod Warszawy studiująca w Krakowie zaszła tu raz na Mszę Świętą, była całkiem sfrustrowana.

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia, przy wspólnym opłatku opowiedziałem o książce świeżo przysłanej z Płocka mając na uwadze jedną osobę, którą uważałem za "rozumowca". No i się zaczęło. Ta osoba przejrzała, opowiedziała innym i moje egzemplarze autorskie rozdrapano, a drugiego dnia Świąt przy wspólnej herbacie po Mszy Świętej była już dyskusja na temat książki. Prosiłem brata Biskupa Naczelnego o przysłanie jeszcze 10 egzemplarzy i rozprzedałem wszystkie w ciągu miesiąca. Przystępuję do sprzedawania drugiej dziesiątki. Ponieważ razem z sympatykami liczymy poniżej połowy setki osób, znaczy to, że każda prawie rodzina chce mieć w domu tę książkę!

Zastanawiam się, co jest w niej tak przyciągającego, bo na pewno nie pierwsze słowo tytułu: teologia, które oddaje wiernie co jest w książce, ale raczej może zniechęcić. Myślę, że tym, co przyciąga jest po prostu Dzieło Miłosierdzia. O Miłosierdziu Bożym nawet zakamieniali teologowie nie mogą mówić w sposób oschły, formalny. Książkę, mimo iż jest teologiczna, "da się czytać".

Przywykliśmy do książek i artykułów mariawickich, w których się z góry zakłada, że Dzieło Miłosierdzia jest czymś prawidłowym. Można czasem dyskutować, czy jakaś historyczna decyzja kierownictwa naszego Kościoła była słuszna, czy jakiś proboszcz wypełnił dobrze swoje obowiązki, czy lud mariawicki tu czy gdzie indziej nie odstąpił od czystych zasad, ale o podstawach naszej wiary od długich dziesięcioleci już się nie dyskutuje. Stąd gdy czasem spotykamy się z ogólnymi zarzutami od osób spoza mariawityzmu, nie wiemy co im odpowiedzieć. Czasem rozmowa kończy się nawet odpowiedzią: "Nie chcę z panem (z panią) o tym dyskutować, wierzę w swoje i już!".

To nie wychodzi na dobre ani szerzeniu idei Dzieła Miłosierdzia, ani nam samym, bo atakowani wielokrotnie, możemy w końcu i my zwątpić w słuszność tego, w co wierzymy. Jakoś inaczej można spojrzeć na mariawityzm, gdy się go świadomie ujmuje na tle innych prądów religijnych. Omawiana tu książka podaje najrozmaitsze opinie o tak podstawowych sprawach jak to, czym jest Miłosierdzie Boże, czym są objawienia w życiu Kościoła, czym jest Dzieło Miłosierdzia Bożego dla współczesnego chrześcijaństwa. Teolodzy z innych kościołów bynajmniej nie są przekonani o słuszności całości mariawityzmu, ale dostrzegają pewne rzeczy pozytywne, których my już przestaliśmy dostrzegać, wypowiadają się zaś przeciwko niektórym naszym punktom wiary. I wtedy właśnie widać jak ich zarzuty same siebie zbijają.

Ciekawe dla nas są w książce wypowiedzi teologa prawosławnego, który na objawienia w ogóle patrzy prawie po mariawicku i twierdzi również, że Miłosierdzie Boże jest czymś podstawowym dla Kościoła. Nie mniej ciekawe - z innego punktu widzenia - są wypowiedzi teologów ewangelickich, którzy Boga widzą raczej jako sprawiedliwego niż miłosiernego tak, jakby jedno wykluczało drugie. Jeden z rzymskich katolików stawia znów tezę, że prawidłowe Dzieło Miłosierdzia, to nie objawienia Mateczki, ale siostry Marii Faustyny. Ale właśnie z tych najostrzejszych wypowiedzi przeciwnych wyłania się wielkość Dzieła Bożego i niezdarność prób podważenia go. Ważne jest przy tym, że nikt tu nie zachwala przesadnie mariawityzmu. Książka jest obiektywna. Mariawici mówią skromnie kim są. Ze strony innych wyznań występują wybitni teologowie. Ze strony mariawickiej nieraz referują sprawy szeregowi duszpasterze. Wszyscy spokojnie przedstawiają swoje poglądy. I okazuje się, że mariawityzm nie potrzebuje upiększeń bo Dzieło Miłosierdzia broni się samo swoją treścią.

Gdy rozmawiam z tymi mariawitami, którzy książkę przeczytali, dowiaduję się, że umocniła ich ona w mariawityzmie. Teraz nie tylko czują sercem, ale rozumieją czym on jest. Gdy rozmawiam z sympatykami, którzy do niedawna nie bardzo jeszcze wiedzieli co myśleć o skądinąd interesującym ich naszym Kościele, słyszę, że mariawityzm zaczęli teraz traktować poważniej i serdeczniej. To jest po prostu książka, która każe myśleć, książka misyjna.

Wszystkim, którzy chcą być mariawitami nie tylko dla tradycji wyniesionej z domu, ale chcą tę wiarę świadomie zrozumieć, umocnić się w niej, radzę, aby przynajmniej przeczytali tę książkę, ale lepiej - aby ją kupili do domowej biblioteki i aby ją czasem pożyczyli do przeczytania znajomym z innych wyznań chrześcijańskich, zwłaszcza tym, którzy chcą nas "nawracać" na swoją wiarę, a my sami nie umiemy z nimi dyskutować. Niech przeczytają!

A stojącym z boku, którzy by się chcieli dopiero dowiedzieć czym jest Dzieło Miłosierdzia Bożego, radzę zacząć od tej właśnie książki.

brat M. Paweł

Działanie ducha ekumenizmu

Jestem pod wrażeniem treści wyniesionych z lektury książki wydanej przez Kościół Starokatolicki Mariawitów pt. "Teologia Miłosierdzia Bożego" (materiały z sympozjów ekumenicznych w Łodzi w latach 1991, 1992 i 1994, Płock, 2003 r.). Moje pozytywne odczucia mają kilka aspektów. Sympozja, jak i materiały dokumentujące te sympozja, są dowodem na działanie ducha ekumenizmu. Do niedawna niemożliwe było, aby w spotkaniu teologicznym i do tego na temat tak delikatny jak Miłosierdzie Boże stanowiące istotę ruchu mariawickiego, wzięli udział teologowie rzymskokatoliccy.

Zasługą wszystkich referentów poszczególnych tematów na tym sympozjum było poważne i obiektywne potraktowanie materii stanowiącej przedmiot obrad. Czytelnik materiałów odnosi wrażenie, że nikt z uczestników sympozjum nie starał się przekonywać do swych poglądów, a jedynie relacjonował, co jego Kościół w tym przedmiocie ma do nauczania. Wykluczenie z treści obrad i dyskusji dewocji oraz kościelnych zaściankowości podkreśla wagę omawianego sympozjum.

Uważny czytelnik omawianej publikacji otrzyma ogromny zasób wiedzy na temat Miłosierdzia Bożego i Objawienia Dzieła Miłosierdzia. Czytelnik także będzie miał ogrom materiału do przemyśleń, może nawet do swych prywatnych rekolekcji. "Teologia Miłosierdzia Bożego" jest - moim zdaniem - najpoważniejszym dziełem wydanym przez Kościół mariawicki od czasu rozprawy pt. "W obronie zasad ewangelii" opublikowanym przed I wojną światową i Objawień Mateczki. Dlatego organizatorom sympozjów i wydawcom materiałów z tych sympozjów należy się wdzięczność i podziękowanie.

Mimo tych pozytywów muszę podkreślić, że treści zawarte w omawianej publikacji nie są łatwe dla czytelnika nieobeznanego z teologią i filozofią. Lektura "Teologii Miłosierdzia Bożego" wymaga skupienia i "wgryzania" się w teksty, może nawet swoistego "przedzierania się" przez treści prezentowane na tych sympozjach. Mimo tych zastrzeżeń uważam, że warto poświęcić czas, aby poznać omawiane materiały, przemyśleć je i wyciągnąć istotne dla ruchu mariawickiego wnioski. Wniosków tych jest wiele, ale narzucać ich nikomu nie chcę. Zachęcam tylko do lektury "Teologii Miłosierdzia Bożego" tych wszystkich, którym droga jest idea mariawicka, a równocześnie chcą pogłębić swoją duchowość. Czasu przeznaczonego na tę lekturę żałować nie będą.

S.G. - czytelnik z Warszawy
("Mariawita" nr 1-3/2004)



<---WSTECZ